Więcej

    Joanna Moro: „Im człowiek jest bardziej zajęty, tym więcej może zrobić”

    Czytaj również...

    W 2014 roku Joanna Moro otrzymała prestiżową nagrodę Wiktora Publiczności Fot. archiwum
    W 2014 roku Joanna Moro otrzymała prestiżową nagrodę Wiktora Publiczności Fot. archiwum

    Dziś w świątecznym numerze gościmy na naszych łamach polską aktorkę Joannę Moro. Z tym większą przyjemnością polecamy Czytelnikom wywiad z nią, bo jest wilnianką i, mimo sławy i sukcesów na ekranie i scenie, utrzymuje ścisłe kontakty ze swoim miastem rodzinnym.

    Był w Pani życiu epizod związany z naszym dziennikiem. Została Pani „Dziewczyną Kuriera Wileńskiego”. Czy pamięta  Pani ten konkurs?

    Tak, pamiętam! Przeczytałam w gazecie, że laureatka konkursu w nagrodę będzie mogła pojechać do Turcji czy Hiszpanii. Wtedy, jakieś 15 lat temu, dla mnie to była egzotyka. Z rodziną jeździliśmy zazwyczaj tylko nad Morze Bałtyckie. No i moje marzenie się spełniło! Zwycięstwo w konkursie i pierwsze moje zagraniczne wakacje… Z mamą i siostrą Kamilą pojechałyśmy do Turcji. To był początek mojej fascynacji podróżami. Bardzo lubię zwiedzać nowe miejsca, poznawać ludzi, nowe kultury, nowe smaki, bo jestem wielką smakoszką. To pewnie po babci, która nauczyła mnie doceniać dobrą kuchnię. Mam teraz okazję jeszcze raz podziękować czytelnikom polskiego dziennika na Litwie, że właśnie dzięki ich głosom zostałam „Dziewczyną Kuriera Wileńskiego”. Bardzo miło wspominam ten konkurs. Zagrałam wtedy na akordeonie i dzięki temu później odważyłam się zagrać na tym instrumencie podczas egzaminu wstępnego do Akademii Teatralnej w Warszawie. Ponadto w konkursie trzeba było powiedzieć coś przed publicznością, więc była to też pewnego rodzaju lekcja pokonania tremy.

    Joanna Moro w tym roku została nominowana do Wiktora Publiczności. Z mężem Mirkiem podczas gali na Zamku Królewskim w Warszawie Fot. archiwum
    Joanna Moro w tym roku została nominowana do Wiktora Publiczności.
    Z mężem Mirkiem podczas gali na Zamku Królewskim w Warszawie Fot. archiwum

    Ale nie była przecież Pani nowicjuszką na scenie?

    Kiedy uczyłam się w szkole, grałam w teatrze Ireny Litwinowicz. Zanim tam trafiłam, chodziłam na zajęcia taneczne, a obok mieli próby członkowie tego teatru. Po zajęciach zostawałam i słuchałam… Myślałam: jak oni pięknie te wiersze Brzechwy, Tuwima mówią. Byłam wstydliwą dziewczynką i początkowo nawet bałam się zapytać, czy mogę chodzić na zajęcia teatralne. Później jakoś się odważyłam i spytałam, czy może dla mnie też znajdzie się jakaś rola. W ten sposób weszłam do teatru. Dostawałam małe rólki, później większe. Zagrałam nawet Zosię w „Panu Tadeuszu”.

    I postanowiła Pani, że zostanie aktorką?

    Owszem, grałam na scenie, ale nie mogę powiedzieć, że moim marzeniem od zawsze było aktorstwo. Przewijały się takie myśli, ale były raczej ulotne. Jak wiele dziewczynek chciałam być piosenkarką, aktorką, modelką, tancerką. W zawodzie, który obrałam, spełniam wszystkie te marzenia. Mogę troszkę potańczyć, pośpiewać, poprzebierać się jak modelka. Chociaż, gdy już studiowałam w Akademii Teatralnej, miałam wątpliwości, czy obrałam właściwą drogę. Pamiętam rozmowy z moim profesorem Mariuszem Benoit. Pytałam go: „Profesorze, czy dobrze wybrałam?” Miałam wątpliwości, czy się odnajdę w tym zawodzie.

    Ostatnio oglądamy Panią w „Taliance”. Może powstaje kolejny serial z Pani udziałem?

    To mój najnowszy serial, nakręcony w Rosji. Jest też „Blondynka”. W końcu maja zaczynamy kręcić kolejne odcinki tego serialu i będziemy pracować całe lato. Dlatego planuję wyjechać na urlop majowy, na rodzinne wakacje.
    Poza tym mam próby w warszawskim teatrze „Capitol”. Nie chcę na razie niczego zdradzać, powiem jedynie, że będzie to komedia.
    Mam nadzieję, że pokażemy ją w Wilnie. Myślę, że wilnianie zechcą przyjść i zobaczyć polskich aktorów na scenie. Może w przyszłym roku? Tymczasem pokazy przedpremierowe planujemy na 7-10 czerwca. Taka prawdziwa premiera przewidziana jest na wrzesień. Zaplanowany mam także wyjazd na Białoruś. Zagram tam w rosyjskiej produkcji, będzie to film wojenny, o psach, które służyły w wojsku. Zagram konduktorkę, to rola drugoplanowa, ale bardzo ciekawa.

    Po sukcesie, jaki przyniosła Pani rola Anny German, minęło ponad dwa lata…

    Rola Anny German otworzyła mi wiele drzwi. Jest to bardzo ważna dla mnie rola i zostanie w moim sercu na całe życie. Jestem dumna, że mogłam wcielić się w tak niezwykłą postać.

    Co zmieniło się po roli w serialu, który oglądało 6 mln ludzi?

    Na początku jest trudno, śledzą każdy twój krok, jesteś na świeczniku, każde słowo jest oceniane. Pojawili się paparazzi. Potem powoli ucichło, teraz mam już wrażenie, że zapanował względny spokój. Dzięki tej roli uzyskałam wiele propozycji pracy, a z tym akurat nie jest łatwo. Mam koleżanki i kolegów ze studiów, którzy nie mogą dostać żadnej poważniejszej roli i rozważają nawet możliwość zmiany zawodu. Często się zdarza, że do filmów nie organizują castingów. Producenci, reżyser — wybierają sami.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Sprawia Pani wrażenie osoby subtelnej, jak daje Pani radę w okrutnym świecie show biznesu?

    Trzeba znaleźć swoje miejsce zawsze i wszędzie. Mieć przyjaciół i nie zważać na to, co o tobie mówią. Bo przecież nie da się wszystkim dogodzić. Najważniejsze starać się jak najlepiej wykonywać swój zawód, robić to, co przynosi satysfakcję. Taka jest moja recepta.

    Serial „Anna German. Tajemnica białego anioła” oglądało 6 mln widzów Fot. archiwum
    Serial „Anna German. Tajemnica białego anioła” oglądało 6 mln widzów Fot. archiwum

    Jak wygląda dzień aktorki?

    Wstaję bardzo wcześnie. Uczę się tekstu, uczę się roli. Później dzieci trzeba nakarmić, ubrać, odwieźć do przedszkola. Następnie idę na próbę do teatru, potem zajęcia: chodzę na lekcje tańca, na treningi tenisa. Jest jeszcze jazda konna, bo w „Blondynce” jeżdżę konno. Wreszcie zabieram dzieci, jedziemy z nimi na basen, jemy kolację. Dodam jeszcze, że jako widz uwielbiam chodzić do teatru. Bywamy tam z mężem tak często, jak czas na to pozwala.

    Jest Pani bardzo zajęta, czy nie ma wyrzutów sumienia, że zbyt mało czasu poświęca rodzinie?

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Wiadomo, że im człowiek jest bardziej zajęty, tym więcej może zrobić. Nie jest tajemnicą, że rozleniwianie się wcale na dobre nie wychodzi. Sprężam się, staram się wykorzystać każdą chwilę jak najbardziej efektywnie. Nawet na nasz wywiad zabrałam dzieci, bo za chwilę wybieramy się szukać drzewek, które puściły pączki…

    Ma Pani dwoje dzieci…

    Mikołaj ma 5 lat, Jeremi — 2,5. Obydwaj chodzą do przedszkola, chodzą z nami na zajęcia z tenisa, na jazdę konną. Staramy się jak najwięcej czasu spędzać razem. Jeśli jest ciepło, wybieramy się z mężem i dziećmi na przejażdżki rowerowe.

    „Talianka” — najnowszy serial nakręcony w Rosji Fot. archiwum
    „Talianka” — najnowszy serial nakręcony w Rosji Fot. archiwum

    Mąż Pani pochodzi z Wilna, ale poznaliście się w Warszawie?

    Tak, w Teatrze Rozmaitości. Poszłam tam z koleżanką, byłam na drugim roku studiów. Mirek wtedy był już dyplomowanym informatykiem. Co ciekawe, mieliśmy wiele okazji poznać się przedtem. Uczyliśmy się w tej samej szkole, w Mickiewiczówce. Tylko że ja byłam w pierwszej klasie, a on w… dwunastej. Tak więc mógł 1 września nieść mnie z dzwoneczkiem na ramieniu (śmieje się).

    Jak spędzi Pani Wielkanoc?

    Tak się składa, że na Wielkanoc zawsze jesteśmy w Wilnie. Z innymi świętami różnie bywa. Zawsze niezmiernie się cieszę, zatrzymuję się albo w moim domu rodzinnym, albo u rodziny męża. Jak wiadomo, nasze rodziny są w Wilnie — i siostra moja Kamila tam mieszka, i ciotki moje. Planujemy, że śniadanie wielkanocne będzie w rodzinie mego męża Mirka. Wieczorem pojedziemy do moich krewnych. Tak się składa, że akurat będzie gościł w Wilnie Jacek Cygan.
    Spotkaliśmy się parę dni temu na wspólnej gali. Oczywiście, zaprosimy go w nasze skromne progi. Zapoznamy go z naszymi tradycjami wielkanocnymi. Jeśli będzie dobra pogoda, pokażemy jak „kaczamy” jajka. Ten zwyczaj nie jest popularny w Polsce. W poniedziałek spotykamy się z moimi znajomymi, koleżankami, to też swego rodzaju tradycja.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo
    W „Blondynce” Moro wcieliła się w rolę pani weterynarz Fot. archiwum
    W „Blondynce” Moro wcieliła się w rolę pani weterynarz Fot. archiwum

    Wiadome jest, że spotka się Pani ze społecznością wileńską?

    Naprawdę nie mogę doczekać się tego spotkania. Będzie ono na pewno z nutką sentymentalną, z ludźmi, z którymi się wychowywałam, za którymi tęsknię mieszkając w Warszawie. Porozmawiamy, postaram się odpowiedzieć na wszystkie pytania. Mam nadzieję, że będzie miło, serdecznie i na luzie.

    Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Afisze

    Więcej od autora

    Posłowie nie rozpatrzyli ponownie poprawek do Ustawy o systemie opieki zdrowotnej

    Znowelizowana ustawa stwarzała możliwość wystawiania skierowań do lekarzy różnych specjalizacji przez placówki medyczne nieposiadające umowy zawartej z Państwową Kasą Chorych. Chodzi przede wszystkim o niewielkie kliniki prywatne. Umowa z kasą chorych Obecnie, gwarantowane przez państwo w ramach systemu podstawowej opieki zdrowotnej...

    Czas ciszy i przygotowania do świąt

    — Samo słowo Adwent znaczy w tłumaczeniu z łaciny „przyjście”. Jest to okres, kiedy przygotowujemy się na przyjście świąt Bożego Narodzenia. Ten okres kościelnie dzieli się na dwie części. W pierwszej połowie Adwentu bardziej akcentujemy oczekiwanie na powtórne przyjście...

    Międzynarodowa konferencja naukowa dla wszystkich pasjonatów historii

    Ambasada RP w Wilnie jest partnerem konferencji. W imieniu ambasady krótkie przemówienie wygłosi Dyrektor Instytutu Polskiego w Wilnie Piotr Drobniak. — Udział w konferencji mogą wziąć wszyscy miłośnicy historii, wcześniejsza rejestracja nie jest wymagana. Konferencja odbędzie się w języku litewskim...

    Tysiące paczek z pokładu Boeinga nie dotarły do odbiorców

    Maszyna należała do hiszpańskich linii lotniczych Swifair. Linie te realizują zarówno loty pasażerskie jak i transport przesyłek. Na pokładzie Boeinga były tysiące paczek, które nie dotarły do odbiorców. Czytaj więcej: W Wilnie spadł samolot, jeden z członków załogi zginął. Rozmówca...