We wtorek, 26 marca Parlament Europejski w Strasburgu poparł dyrektywę o prawach autorskich na rynku cyfrowym. Nakłada ona między innymi na strony internetowe obowiązek filtrowania treści pod kątem tego, czy nie zostały one nielegalnie skopiowane.
Większość litewskich europosłów – Valentinas Mazuronis, Viktoras Uspaskichas, Rolandas Paksas, Laima Andrikienė, Algirdas Saudargas, Antanas Guoga i Vilija Blinkevičiūtė znalazła się wśród 348 eurodeputowanych, którzy poparli projekt. Bronis Ropė i 273 europosłów wypowiedzieli się przeciwko reformie. Ich zdaniem ta inicjatywa, którą określają jako ACTA 2, to krok w stronę ocenzurowania internetu.
Dyrektywa ma zmienić zasady publikowania i monitorowania treści w internecie. Najwięcej kontrowersji budzą artykuły 11 i 13. Artykuł 13 wprowadza obowiązek filtrowania treści pod kątem praw autorskich, natomiast art. 11 odnosi się do tego, jakie elementy artykułu dziennikarskiego mogą być publikowane bez konieczności wnoszenia opłat licencyjnych. Regulacje wymagają, by platformy, np. Facebook czy Google, płaciły posiadaczom praw autorskich za publikowane przez nich treści albo kasowały takie materiały.
Przeciwnicy dyrektywy twierdzą, że teraz pozyskać informację w internecie będzie trudniej, ponieważ będzie ona dostępna tylko w pierwotnych źródłach. Przeciwna reformie jest m.in. część internautów. Od miesięcy organizowali oni protesty na ulicach wielu europejskich miast. Ich zdaniem dyrektywa to droga do cenzury w sieci, ponieważ schematy stron internetowych nie będą rozróżniały nielegalnej kopii od przeróbki czy parodii. Europoseł Valentinas Mazuronis dla agencji prasowej BNS powiedział, że obawy odnośnie cenzury w sieci są niczym nieuzasadnione:
„Dla internautów nic się nie zmieni, bo serwisy, takie jak np. YouTube, będą nadal zainteresowane zamieszczaniem u nich treści. Tyle, że w końcu zaczną za nie uczciwie płacić twórcom. Dyrektywa ma sprawić m.in., że właściciele praw autorskich będą mieli możliwość wynegocjowania lepszych umów o wynagrodzenie za korzystanie z ich utworów, gdy są one udostępnianie na platformach internetowych. Dyrektywa pozwoli uczciwie podzielić dochody pomiędzy wydawcami, twórcami a gigantami internetowymi, ale nie naruszy swobody w internecie. Teraz dyrektywę będzie musiała zatwierdzić Rada UE. Dopiero potem reforma ma być wdrożona do prawa krajowego członków UE. W ich kompetencji będzie przygotowanie poszczególnych przepisów” – poinformował europoseł.
Dyrektywę najbardziej popierają artyści i wydawcy prasowi.
Litewski producent muzyczny Martynas Tyla jest przekonany, że na nielegalnych kopiach tracą niezależni twórcy, a zyskują internetowe giganty, takie jak YouTube czy Facebook. Aistė Žilinskienė, kierownik stowarzyszenia prasy internetowej, zaznaczyła, że zgodnie z przyjętą dyrektywą platformy internetowe, jak Google czy Facebook, będą mogły bez ograniczeń podawać linki do artykułów opublikowanych w mediach, jednak powinny uzyskać zgodę wydawcy na zamieszczenia dodatkowej informacji.
Rolandas Barysas, redaktor naczelny dziennika „Verslo žinios“, jest zdania, że dyrektywa to próba zagwarantowania wydawcom przychodów za korzystanie z ich materiałów.
„Obawy koncernów dotyczą tego, że będą musiały się podzielić zyskami. Oni mają tak ogromne zyski, że ten ułamek, który Google ewentualnie będzie musiał zapłacić wydawcom, naprawdę ich nie zrujnuje” – mówi Barysas.
Jego zdaniem giganci internetowi bezpośrednio przyczynili się do tego, że na Litwie i w innych krajach znikają z obiegu gazety drukowane.