Giejsiszki w gminie Dukszty są znane przede wszystkim z Centrum Rodziny i Dobrobytu Dziecka. Poza tym wieś nie wyróżnia się na tle sąsiednich miejscowości w rejonie wileńskim. Na wjeździe, przy głównej ulicy, stoi sklep z czasów sowieckich. Na kilku bocznych ulicach domy z dobudówkami, za to zamiast kościoła jest cerkiew i dwa cmentarze prawosławne. Mieszkańcy tej miejscowości to potomkowie przesiedleńców z Białorusi i Wołynia.
Nie wiem dokładnie, ilu mam parafian. Może z 50. Dużo ludzi z Giejsiszek wyjechało. Ktoś do Wilna, ktoś do Rosji lub Europy. Są rodziny mieszane. Przyjmujemy wszystkich. Na nabożeństwo przychodzą prawosławni, unici, staroobrzędowcy, ponieważ nie mają swoich świątyń w okolicy – wyjaśnia o. Aleksander Adamaitis, który zarządza lokalną wspólnotą prawosławną od 30 lat.
Sam batiuszka, urodzony na zesłaniu w Błagowieszczeńsku, pochodzi z miejscowej polskiej i katolickiej rodziny. O swoim przejściu na prawosławie nie lubi opowiadać. – Co to za różnica, przecież Bóg jest jeden – ucina prawosławny duchowny.
Piękne jezioro, dwa dwory
O Giejsiszkach pisał znany polski poeta epoki romantyzmu i jeden z pierwszych propagatorów turystyki w Polsce Władysław Syrokomla. „Na prawo za Ojranami widzimy ładny z gotyckim pałacykiem dwór Giejszyszki, należący dziś do Xiążąt Giedrojciów, a niegdyś z przyległym dworem Europą, czy Ejropą, wchodzące w skład funduszów jezuickich. Piękne jezioro rozdziela te dwa dwory, wypływa z niego mała rzeczka, na której jest przy drodze grobelka, osadzona wierzbami i młynek. Tu kiedym się chciał wieśniaka o coś rozpytać, nie zrozumiał mię i zbył jednem słowem »nesuprantu«. Litwin, na ziemi czysto Litewskiej, nie mogłem rozmówić się z Litwinem!” – tak opisywał okolice w swoim dziele „Wycieczki po Litwie w promieniach od Wilna (do Oszmiany – do Kiernowa – do Kowna)” wydanym w 1860 r.
Opis pochodzi jeszcze sprzed powstania styczniowego, dlatego brakuje informacji o cerkwi, która powstała kilka lat później. Po rozbiorach władze Imperium Rosyjskiego za pomocą resursów administracyjnych intensywnie zabrały się do nawracania unitów na prawosławie. W 1839 r. na synodzie w Połocku ogłoszono zniesienie unii na Litwie i Białorusi. Ostatecznie Kościół unicki na terytorium imperium został zlikwidowany w 1875 r.
Od początku XIX w. w majątku Giejsiszki istniała kolonia chłopów pańszczyźnianych składająca z 30 rodzin, przesiedlona z Kobrynia na Białorusi, która jako pierwsza przeszła na prawosławie. Jak podają źródła rosyjskie, początkowo polskie ziemiaństwo nie spieszyło się z wydzieleniem działki pod budowę prawosławnej świątyni. Dlatego wyznawcy prawosławia na nabożeństwo w cerkwi musieli jechać do Wilna.
Miejsce wybrali sami Ukraińcy
Sytuacja zmieniła się po stłumieniu powstania styczniowego, kiedy wzmogła się polityka rusyfikacji. Działkę pod budowę cerkwi oraz pomoc finansową przeznaczył wspólnocie marszałek szlachty powiatu trockiego oraz kamerjunkier dworu rosyjskiego, książę Cezary Szymon Maciej Giedrojć. Cerkiew św. Jerzego powstała w zawrotnym tempie w ciągu pięciu miesięcy 1865 r., w roku następnym świątynia została wyświęcona przez biskupa kowieńskiego Aleksandra. W uroczystości wzięli udział wierni z Trok i Jewii oraz gubernator.
Na początku XX w. władze carskie postanowiły wybudować poligon przy twierdzy w Brześciu. Ziemie przeznaczone pod budowę obiektu wojskowego należały do wspólnoty ukraińskiej, która przed kilkudziesięcioma laty przyjechała na Białoruś z Wołynia. Za otrzymaną rekompensatę Ukraińcom zaproponowano trzy lokalizacje: na Wołyniu, Syberii oraz na Litwie pod Duksztami.
Wybór ukraińskich chłopów padł na Litwę, prawdopodobnie chodziło o znacznie niższą cenę gruntów. Legenda głosi, że miejscowy obszarnik Michaił Iwickij przegrał w karty z ukraińską delegacją dużą kwotę pieniędzy. Nie mając innych sposobów na oddanie długu, musiał sprzedać własny majątek. Tak czy inaczej w 1903 r. wspólnota prawosławna powiększyła swoją liczebność i terytorium.
– Mój przyjaciel mieszka na Białorusi. Odwiedził miejscowość, w której mieszkali nasi przodkowie. Na cmentarzu są te same nazwiska co u nas: Niczaparuk, Panasiuk itd. Zrobił zdjęcie nagrobka mojego pradziada Wasilija Niczapuruka – opowiada mieszkaniec wsi Ilja Niczaparuk, który przez całe życie pracował jako ślusarz w licznych zakładach w Wilnie. Na początku lat 90., kiedy zaczął upadać przemysł, wraz z rodziną przeniósł się na ojcowiznę. Zbudował dom i mieszka tu do dzisiaj.
Cerkiew nie ucierpiała w trakcie dwóch wojen światowych. W 1946 r. została zarejestrowana przez władze sowieckie jako czynna świątynia prawosławna. Tuż po wojnie parafia liczyła 642 wiernych. Jednak z czasem zaczęła podupadać. W latach 70. i 80. nabożeństwa odbywały się nieregularnie.
Sytuacja zmieniła się w roku 1989, kiedy przybył o. Aleksandr, który w dużym stopniu własnymi siłami wyremontował świątynię. Nabożeństwa odbywają się w każdą niedzielę. Zazwyczaj uczestniczy w nich od 7 do 12 osób. Większa grupa przybywa tylko na święta, wesela lub pogrzeby.
Nie do końca poprawny ukraiński
Po wojnie zaczęła się wykruszać również wspólnota ukraińska. Ktoś wyjeżdżał do miasta, ktoś asymilował się z Polakami lub Litwinami, przyjmując ich język i tradycje.
– U nas w rodzinie wszyscy między sobą rozmawiają po ukraińsku. Dotyczy to dzieci i wnuków. Co prawda nigdy nie mieliśmy tutaj nauczania po ukraińsku. Za ZSRS uczyliśmy się w szkole rosyjskiej, później ktoś oddawał dziecko do litewskiej lub polskiej. Bo rodziny też się wymieszały, ktoś ożenił się z Polką, ktoś wyszedł za mąż za Litwina. Mój wnuk ukończył polską szkołę – tłumaczy 80-letnia Dominika Baj.
Ta nieliczna grupa, skupiona przy cerkwi, próbuje nadal kultywować tożsamość ukraińską.
– Mówimy po ukraińsku tak, jak potrafimy. Nie jest to poprawny ukraiński. Wszystko rozumiem. Kiedyś za władzy sowieckiej jeździłem do sanatorium do Truskawca na Ukrainie. Wówczas kupowałem książki ukraińskie i je czytałem. Niestety, ta nasza ukraińskość zanika. Dzieci częściej mówią po polsku lub po litewsku. Chodzą też bardziej do kościoła. To już my jesteśmy ostatni, którzy chodzą do cerkwi – uściśla Ilja Niczaparuk.
Obecnie w Giejsiszkach mieszka 248 osób.
Fot. Antoni Radczenko
Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym “Kuriera Wileńskiego” nr 35(169); 07-13/09/2019