
Stosunki Polaków z Litwinami są fenomenem w dziejach Europy. Dwa narody i dwa odrębne państwa stopniowo scalały się od końca XIV w., aż ostatecznie powstało jedno, w 1569 r. w Lublinie.
Na początku XX w. Polska i Litwa stały się dla siebie wrogami, a obustronna wrogość w pełni przejawiła się w czasie II wojny światowej. Najbardziej jaskrawym przykładem tego są tragiczne wydarzenia z czerwca 1944 r. w Glinciszkach oraz Dubinkach.
W oparciu o te wydarzenia w mediach jest tworzony wizerunek jednej lub drugiej strony. Warto dodać jednak, że obie strony szukały w tym czasie porozumienia. W okresie od 1942 r. do lata 1944 r. przedstawiciele polskiego i litewskiego podziemia niejednokrotnie się spotykali, choć wszystko kończyło się na poziomie deklaracji. Świadczy to o tym, że próby porozumienia były, ale niestety bezowocne.
Pojednanie i świadomość podobnego losu
Za zwieńczenie pertraktacji tamtego czasu można uważać historyczne pojednanie między weteranami Armii Krajowej i Litewskim Korpusem Krajowym, podpisane 2 września 2004 r. Samo porozumienie zostało zainicjowane przez ówczesnego prezydenta Litwy Valdasa Adamkusa, który notabene walczył w szeregach sformowanego przez nazistów Korpusu Obrony Ojczyzny (jednostka ta została powołana latem 1944 r. po rozwiązaniu LKK).
Po 2 września relacje między weteranami tych jednostek się ociepliły. Przynajmniej część społeczeństwa litewskiego zaczęła postrzegać weteranów AK już nie jako bandytów, lecz żołnierzy walczących o swoją ojczyznę, którzy tak samo jak Litwini po wojnie musieli przejść przez sowieckie więzienia i łagry.
A wracając do tematu pojednania weteranów AK oraz LKK – chociaż społeczeństwo litewskie zaczęło przyjaźniej odbierać weteranów, jednak przełom nie nastąpił, ponieważ nie poszły za tym inne, bardziej zdecydowane kroki. Na przykład można było znowelizować Ustawę o dniach pamięci Republiki Litewskiej, w której mógł się znaleźć np. dzień pamięci historycznego pojednania. Żadna siła polityczna nie odważyła się wystąpić z taką ideą tuż przed wyborami, ale też po wyborach, chociaż Sejm RL kadencji 2004–2008 był bardziej lewicowy. Rządzący socjaldemokraci stchórzyli i nic w tym kierunku nie zrobili. A to nie jest jedyny ważny moment, o którym zapomniano.
Polska partyzantka na Wileńszczyźnie nie przestała istnieć po tragicznym lecie 1944 r., kiedy po operacji „Ostra Brama” rozpoczęły się represje wobec AK-owców. W okresie od września do grudnia 1944 r. na Wileńszczyźnie resztki polskiej partyzantki stale dokuczały sowieckiemu okupantowi. W obliczu nowej okupacji Litwini i Polacy zrozumieli, że nie ma czasu na wzajemne wytykanie krzywd, dostrzeżono potrzebę porozumienia. Trzeba było walczyć z nowym wrogiem, w nowej okupacyjnej rzeczywistości.

Pierwsze oficjalne porozumienie w XX w.
Od końca 1944 r. oraz na początku 1945 r. w gminie Ejszyszki działał silny oddział AK pod dowództwem Jana Borysewicza „Krysi”, a po jego śmierci dowództwo przejął Michał Żukowski „Szary”, później Ludwik Nienartowicz „Mazepa”. Niejednokrotnie z tym oddziałem mieli do czynienia litewscy partyzanci. Jedni i drudzy byli raczej neutralni wobec siebie, jednak wraz z intensywniejszym terrorem nowego okupanta stosunki polsko-litewskie się ocieplały. Gmina ejszyska może być nośnikiem pamięci polsko-litewskiej współpracy partyzanckiej. Właśnie w tej gminie, w pobliżu wsi Gilwiniszki oraz Samarakiszki, w styczniu 1945 r. litewski oddział pod dowództwem Aleksandrasa Kaukolisa „Pavasarisa”, wspólnie z nieustalonym oddziałem AK odparł atak wojsk NKWD.
W okolicach Olkienik był chutor Piliūnai, który faktycznie miał wartość symboliczną, ponieważ w okresie międzywojennym tam właśnie przebiegała granica polsko-litewska. Dzisiaj trudno dokładnie ustalić, w którym miejscu chutor znajdował sie dokładnie. Wiadomo jednak, że właśnie w tym chutorze 16 marca 1945 r. przedstawiciele czterech polskich oddziałów partyzanckich (Michał Tietianiec „Myśliwy”, Władysław Janczewski „Laluś”, Władysław Frasunienka (Mostycki?) „Filar”, Czesław Stecewicz „Śmiały”) wraz z przedstawicielami Litewskiej Armii Wolności (Vaclovasem Voverisem „Žaibasem”, Stasysem Verseckasem „Avižą”, Antanasem Česnysem „Atėjūnasem”) podpisali porozumienie. W tym dniu zgrupowało się ok. 200 polskich i ok. 80 litewskich partyzantów. Negocjacje trwały ponad dobę. Zostało uzgodnione, że Polacy oraz Litwini nie będą walczyli przeciwko sobie, lecz będą się wymieniali informacjami na temat ruchów nieprzyjaciela, udzielali nawzajem pomocy w ewentualnych potyczkach z okupantem itd. W czasie tego spotkania Litwini przekazali AK-owcom Polkę, która była podejrzewana o współpracę z Sowietami.
To było pierwsze oficjalne porozumienie od początku XX w. Oczywiście, niewiele ono pomogło w walce z przeważającymi siłami okupanta, jednak był to znaczący krok ku polepszeniu relacji polsko-litewskich. W lutym 1945 r. litewski oddział wsparty przez polskich partyzantów stoczył zwycięską bitwę we wsi Misztuny, w okolicach Olkienik.
Polacy także pomagali Litwinom przedostać się na Zachód, co stało się w przypadku Juozasa Lukša „Daumantasa” i innych mniej lub bardziej znanych partyzantów. Przy ówczesnej granicy PRL oraz Związku Sowieckiego polscy partyzanci spotykali się we wsiach i przeprowadzali litewskich partyzantów do Gdańska, skąd szła morska droga na Zachód.
Wspólna walka, męka oraz śmierć
Innym przykładem współpracy jest działalność oddziału Mieczysława Niedzińskiego „Niemna”, który pierwotnie z okolic Druskiennik wycofywał się w stronę Warszawy, jednak później wrócił w rodzime strony i tu wraz ze swoim oddziałem wspierał litewską partyzantkę w walce przeciwko sowietom. Byli AK-owcy dołączali pojedynczo do litewskich oddziałów partyzanckich.
W swoich wspomnieniach Adolfas Ramanauskas „Vanagas” zapisał, że w litewskim oddziale był Polak, który przed wojną był porucznikiem Wojska Polskiego. Nosił pseudonim „Juozas” i nawet opracował konspekt szkolenia partyzantów, napisany w języku polskim, później przetłumaczony na język litewski. Co więcej, „Vanagas”, opisując szturm Merecza nad Niemnem, zaznaczył, że w walkach wziął udział oddział partyzantki litewskiej. Nie podał szczegółów, jednak jest to fakt.
Litewski oddział partyzancki działający w okolicach Marcińkiańców oraz Mereczu uderzył na miasteczko Rudnia, gdzie z więzienia odbito żołnierzy AK. Rudnia pełniła kluczową rolę w przeprawie byłych AK-owców do Polski. Także w okolicach Święcian działał polski oddział partyzancki współpracujący z Litwinami aż do 1950 r. Jednak dzisiaj nie ma o tym wzmianki w podręcznikach historii Litwy, śmiem przypuszczać, że i w polskich podręcznikach też o tym się nie wspomina.
By doprowadzić do prawdziwego pojednania, w Ustawie o dniach pamięci RL, powinny się znaleźć daty, które byłyby poświęcone pojednaniu weteranów, AK-owcom oraz żołnierzom formacji poakowskich, którzy walczyli u boku litewskich partyzantów przeciwko sowieckim okupantom w okresie 1944–1953. Wprowadzeniem do uczczenia pamięci polskich partyzantów, którzy zginęli, walcząc wspólnie z litewskimi partyzantami przeciwko Sowietom, jest memoriał w wileńskim Tuskulanum. Tam, obok siebie, są pochowani Polacy i Litwini, którzy walczyli przeciwko Sowietom. Zostali ujęci tak samo – w nierównej walce z przeważającymi siłami okupanta. Zginęli też tak samo – strzałem w potylicę, bez względu na narodowość, bez różnicy na formację i kwestię politycznej przynależności Wilna. Tuskulanum stało się miejscem wspólnej walki, męki oraz śmierci. Dążąc do prawdziwego porozumienia, w litewskim kalendarzu dni pamięci powinien znaleźć się dzień pamięci polskiego ruchu oporu, który działał na Litwie od 1939 do 1953 r.
Misja dla obu rządów
Dzisiaj stosunki polsko-litewskie są bardzo dobre, a narracja o wspólnej walce przeciwko Sowietom jest drogą ku prawdziwemu pojednaniu. Jest to droga do zmiany postrzegania AK oraz jej weteranów na Litwie. To zadanie nie dla lokalnych polityków, którzy nie potrafią wyjść poza dyskusje o potrzebie asfaltowania jednych lub innych dróg. To jest misja, która może być zrealizowana tylko na poziomie współpracy rządów obu krajów – Polski i Litwy, przy współpracy z Instytutem Pamięci Narodowej oraz Centrum Badania Ludobójstwa i Ruchu Oporu Mieszkańców Litwy (Lietuvos gyventoju genocido ir rezistetncijos tyrimo centras).
Przypuszczam, że są to zbyt odważne rozważania, jednak myślę, że nadszedł czas, aby godnie upamiętnić tych, którzy nie tylko pod Grunwaldem, nie tylko nad Orszą czy pod Chocimiem, lecz także walce z sowieckim okupantem wspólnie, mężnie stawili czoło.
Tomasz Bożerocki
Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym “Kuriera Wileńskiego” nr 11(31) 14-20/03/ 2020