W sobotę 23 maja abp Gintaras Grušas, metropolita wileński, w kaplicy Wyższego Seminarium Duchownego św. Józefa w Wilnie udzielił święceń kapłańskich diakonowi Waldemarowi Szyrwińskiemu. O swojej drodze do kapłaństwa i święceniach w czasie pandemii neoprezbiter opowiada „Kurierowi Wileńskiemu”
Rozmawiamy w dniu, kiedy odprawił Ksiądz swoją pierwszą mszę świętą, dzień po święceniach. Z jakimi przeżyciami wiążą się dla Księdza te wydarzenia?
Na ten dzień czekałem bardzo długo, nie tylko przez osiem lat formacji, ale od kiedy zacząłem myśleć o kapłaństwie. W dniu święceń i kiedy odprawiałem pierwszą mszę świętą, czułem przede wszystkim ogromne szczęście i wdzięczność Bogu i ludziom, którzy pomogli mi w tej drodze. Ale moja modlitwa była też modlitwą prośby o potrzebne łaski, zarówno dla mnie na drodze kapłańskiej, jak i dla moich bliskich. Mam nadzieję, że ci, którzy wspierali mnie na drodze powołania, nie przestaną się za mnie modlić także teraz, bo bardzo dobrze rozumiem, że dopiero rozpoczynam drogę, na której czekają mnie ogromne wyzwania.
Mówi Ksiądz o ludziach, którzy wspierali Księdza na drodze do kapłaństwa. Kim oni byli?
W mojej całej drodze wiary towarzyszyło mi wiele osób, ale zawsze najsilniej przemawiał do mnie przykład mojego taty, który zmarł przed rokiem. To on uczył mnie pacierza, pamiętam, gdy byłem małym dzieckiem, brał moją rękę i razem ze mną czynił znak krzyża. Drugą taką osobą była babcia, która w naszej rodzinie była prawdziwym świadkiem wiary. Nie wstydziła się modlitwy przed posiłkiem ani rozmowy o Bogu, nawet w wśród osób, które choć praktykujące, nie podejmowały takich tematów. Potem Bóg postawił na mojej drodze wielu ludzi, kapłanów, katechetów, osób zakonnych, ale to przykład najbliższych wywarł na mnie największy wpływ.
Mszę świętą prymicyjną odprawił Ksiądz z kościele Ducha Świętego w Wilnie. Jaka była rola tej parafii w życiu Księdza?
Moja rodzinna parafia to parafia Wszystkich Świętych, ale z kościołem Ducha Świętego związałem się dzięki mojej szkole, „Mickiewiczówce”. Moja obecność w tej parafii rozpoczęła się od przygotowania do pierwszej komunii świętej, tu także przyjąłem bierzmowanie. Bardzo ważna była dla mnie w tym czasie przynależność do scholi dziecięcej „Owce Dobrego Pasterza”, w której śpiewałem przez osiem lat. Teraz, z perspektywy czasu, widzę, że właśnie ta grupa była bardzo ważna w mojej drodze do powołania. To była grupa młodych osób, które razem dorastały, ale też modliły się i dzieliły się wiarą. To doświadczenie wspólnoty pomogło mi budować nie tylko moją osobistą wiarę, lecz także związek z Kościołem, Eucharystią. Dzięki wsparciu tych ludzi odnosiłem takie małe zwycięstwa na mojej drodze do Boga.
Księdza święcenia były szczególne z względu na czas pandemii. Podobnie jak pierwsza msza święta, odbyły się w seminarium, w bardzo ograniczonym gronie…
Tak. Święcenia miały się odbyć 2 maja, od dawna się do nich szykowałem, to był wymarzony dzień, do którego przygotowywali się także moi bliscy. Modliłem się, bo wiedziałem, że w sytuacji pandemii moje święcenia mogą zostać przełożone. Jak ogłosił arcybiskup, miały być 2 lub 3 maja. Wiele się nie pomylił – odbyły się 23 maja. Kiedy data została przeniesiona, czułem wielki pokój. Co prawda ta pierwsza data, związana z Matką Bożą – pierwsza sobota miesiąca i uroczystość Królowej Polski – była dla mnie bardzo symboliczna, ale dzięki tej zmianie mogłem doświadczyć tego, że święcenia są darem. O święcenia się prosi, nie można ich żądać, więc w tym duchu przeżywałem ten czas.
Jak ten dzień przeżyła Księdza najbliższa rodzina?
W święceniach mogli uczestniczyć tylko mama i mój starszy o pięć lat brat. Byli bardzo szczęśliwi, mogąc dzielić ze mną ten dzień, myślę, że jeszcze przyjdzie czas na dłuższe rozmowy na ten temat. Bardzo brakowało mi natomiast mojego taty. Wiem, że bardzo chciał uczestniczyć w moich święceniach. Był chory na serce, czekał na przeszczep i doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że może nie dożyć tego dnia, ale nieraz mówił, że chciałby doczekać przed śmiercią dwóch rzeczy: wnuków i mojego kapłaństwa. Z wnukami się udało, doczekał ich, a w pewnym sensie również moich święceń. Na diakona, ze względu na potrzeby diecezji, zostałem wyświęcony prawie pół roku przed czasem, w styczniu. Mój tata był na tych święceniach i bardzo głęboko je przeżył. Zmarł w połowie maja. Gdyby arcybiskup nie przyspieszył święceń, nie mógłby już być na nich obecny…
Przed pierwszą mszą świętą neoprezbitera błogosławią rodzice. Mnie uroczyście pobłogosławiła mama, ale wcześniej pojechałem na cmentarz poprosić o błogosławieństwo tatę. Wiem, że w tym dniu dzielił moją radość i błogosławił mi.
Tak jak Ksiądz zauważył, dopiero rozpoczyna Ksiądz drogę kapłańską. Jakim Księdzem chce ksiądz zostać? Co jest dla Księdza najważniejsze w kapłaństwie?
To trudne pytanie. Przede wszystkim chciałbym być kapłanem Jezusowym. Chyba mógłbym tutaj także sparafrazować słowa Mickiewicza – chciałbym mieć serce i patrzyć w serce. Chciałbym być blisko ludzi, widzieć ich potrzeby, być tak jak Jezus wrażliwym na potrzeby ludzi, do których jestem posłany. Modlę się właśnie o taką wrażliwość, dzięki których można dostrzec potrzeby ludzi, jeszcze zanim o coś poproszą.
FOT. Edvardas Česonis
Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym “Kuriera Wileńskiego” nr 22(62) 30//05-05/06/2020