Premier Litwy Ingrida Šimonytė podczas konferencji prasowej odniosła się do kryzysu migracyjnego na Litwie oraz starcia władz z mieszkańcami przygranicznych Dziewieniszek. Zaznaczyła też, że krytyka wobec ministra Landsbergisa i Bilotaitė jest dziwna, choć przyznaje, że w zarządzaniu kryzysem popełniono błędy — także w kontekście planu dot. Dziewieniszek, z którego tymczasowo rząd się wycofał.
Opozycja z kolei podkreśla, że zabrakło dialogu — społeczności o pomysłach władz dowiadywały się z mediów. Były premier i jeden z liderów opozycyjnych „Chłopów”, Saulius Skvernelis, komentując sytuację na poligonie w Rudnikach podkreślił, iż „szkoda, że policja musi rozwiązywać błędy polityków”. Do rozpędzenia demonstrantów użyto wtedy gazu łzawiącego, wśród poszkodowanych znalazła się też posłanka Akcji Wyborczej Polaków na Litwie – Związku Chrześcijańskich Rodzin, Beata Pietkiewicz.
Premier Litwy podkreśliła, że polityka wobec Białorusi, o której prowadzenie obwiniany jest minister spraw zagranicznych Gabrielius Landsbergis, jest linią polityczną aktualną od ponad dwudziestu lat, stąd takie oskarżenia nazwała dziwnymi.
„Słyszę bardzo dziwne uwagi na temat ministrów, zwłaszcza ministra Landsbergisa. Bo obwinianie ministra Landsbergisa za to, jaka była polityka zagraniczna Litwy przez ostatnie dwadzieścia kilka lat, jest w moim pojmowaniu jakimś nieporozumieniem” — powiedziała dziennikarzom premier.
Nieuznane wybory
Podkreśliła, że wybory prezydenckie na Białorusi nie zostały uznane przez Sejm poprzedniej kadencji, którego większość stanowił Związek Chłopów i Zielonych Litwy. Poprzednia kadencja należała do koalicji właśnie „Chłopów” i Akcji Wyborczej Polaków na Litwie – Związku Chrześcijańskich Rodzin, której przewodniczący Waldemar Tomaszewski zainicjował spotkanie Delegacji Parlamentu Europejskiego ds. relacji z Białorusią, w efekcie którego poparto kolejny pakiet sankcji i potępiono aresztowania Polaków.
Czytaj więcej: Delegacja PE ds. relacji z Białorusią: „najlepszym sposobem nacisku na Łukaszenkę są sankcje”
„Samolot nie został porwany przez ministra Landsbergisa, ale przez reżim białoruski. Było w nim 100 naszych obywateli. Potem nastąpiły sankcje nałożone przez Unię Europejską i uzgodnione przez Radę Europejską. Tak więc dla mnie, prawdę mówiąc, ta krytyka jest niezrozumiała” – powiedziała.
Odniosła się także do krytyki za wizytę w Iraku.
„Wydaje mi się, że jest to jeden z przypadków, w których jeśli coś robisz, dostajesz w czerep, ale jeśli nic nie robisz, (również) dostajesz w czerep. Minister Landsbergis przynajmniej próbował” — odrzuca krytykę premier.
Premier podkreśliła, że informacje o zamiarze zwiększenia liczby lotów z Iraku na Białoruś znane są od początku czerwca, a dwustronne rozmowy z takimi krajami jak Irak są od dawna szczególnie trudne.
Ministerstwo Spraw Wewnętrznych napotkało trudności?
Mówiąc o resorcie spraw wewnętrznych, powiedziała, że „wiele rzeczy można zrobić szybciej i skuteczniej”, ale jest to utrudnione zarówno przez lokalne, jak i krajowe procesy polityczne. Przyznała, że w przypadku Dziewieniszek popełniono błędy, jak i w zarządzaniu kryzysem migracyjnym w ogóle. Dodała, że rząd jak i ministerstwo przyjmują błędy do świadomości i pracują nad ich naprawą. Zaznaczyła, że nie ze wszystkimi społecznościami udało się dojść do konsensusu.
„W większości przypadków można znaleźć kompromis, a dyskusja z samorządami jest konstruktywna. W przypadku Dziewieniszek niestety dyskusja nie wydaje się konstruktywna, ponieważ nie wydaje się, żeby ktoś chciał usłyszeć jakąkolwiek propozycję od rządu, jak tylko „nie na moim podwórku”, jak mówią po angielsku (ang. NIMBY, Not In My Backyard, angielskie określenie postawy „rób co chcesz, tylko nie u mnie” — przyp. red.)” — określiła Šimonytė.
Dziewieniszczanie podkreślają, że ośrodek miałby znajdować się 50 metrów od ich domów. Mer rejonu Zbigniew Palewicz podkreślał, że o pomyśle władz centralnych dowiedział się z mediów, a nie od samych władz.
Czytaj więcej: Palewicz przeciwny ośrodkowi dla uchodźców w Dziewieniszkach. „Samorządu nie poinformowano”
Cios w Polaków?
Oskarżenia o przyjmowanie migrantów tylko na terenach zamieszkanych przez mniejszość polską nazwała absurdem i wyjaśniła, że z tym problemem borykają się wszystkie samorządy przygraniczne.
„Niektóre samorządy rozwiązują problemy czysto praktyczne, (…) ale zdarzają się przypadki, kiedy problem nie jest rozwiązany. Jest po prostu opór polityczny” — zaznaczyła Šimonytė.
Graniczące z Białorusią samorządy to łoździejski, druskiennicki, orański, solecznicki, wileński, święciański oraz ignaliński. Najwięcej migrantów zatrzymano właśnie w rejonie solecznickim. To w tym rejonie znajdują się Dziewieniszki i poligon w Rudnikach.
Według niej, dyskusje między władzami a społecznościami komplikują ci, którzy nie utworzyli jeszcze sił politycznych, ale „są na dobrej drodze”. Takie osoby, zdaniem premier, są zaangażowane „wszędzie tam, gdzie rząd konsultuje się z władzami lokalnymi w sprawie podejmowania decyzji”.
Czytaj więcej: Komentarz: Rząd Litwy tworzy konflikt na tle narodowym
Zamieszanie w Rudnikach
W rejonie solecznickim, na terenie poligonu w Rudnikach, kilkadziesiąt osób zebrało się w poniedziałkowy wieczór, aby oprotestować przewiezienie na teren poligonu migrantów. Władze argumentowały, że zamieszkałe tereny znajdują się 3,5 km od poligonu. Protestujący z kolei podkreślali, że to niewystarczająca odległość od zamieszkałych miejscowości oraz że nie było odpowiedniego dialogu z mieszkańcami. Część demonstrantów weszła na teren poligonu i zablokowała dojazd. Służby porządkowe zepchnęły ludzi z drogi.
Osoby, które wtargnęły na teren, według doniesień sił porządkowych podpaliły opony, zraniły dwóch funkcjonariuszy i ponownie zablokowały wejście na teren. W ruch poszedł gaz łzawiący. Wśród poszkodowanych znalazła się także posłanka AWPL-ZChR, Beata Pietkiewicz.
„Cały ten gaz pieprzowy to nic… Ale władza g……o. Trafiło się, trafiło się niemało. Jednak dla dobra ojczyzny nie boli” — napisała posłanka na swoim profilu na Facebooku nie szczędząc słów krytyki. Wywołało to burzliwą dyskusję w komentarzach.
Czytaj więcej: Beata Pietkiewicz: bycie Polką czy Polakiem na Litwie staje się coraz trudniejsze
Brak dialogu
Opozycja podkreśla, że kwaterowanie migrantów musi być przeprowadzane w dialogu ze społecznościami lokalnymi. Do czasu rozmieszczenia migrantów w ośrodkach, część z nich przebywa na posterunkach przygranicznych, co utrudnia pracę pogranicznikom.
W kryzysie migracyjnym ma pomóc modernizowana i uszczelniana na bieżąco granica. Z kolei pogranicznicy podkreślają, że migranci po niewpuszczeniu na Litwę czekają po stronie białoruskiej na kolejną dogodną okazję, a białoruscy koledzy „zdają się ich nie widzieć”.
Na Litwę przez Białoruś trafiło już ponad 3 tys. migrantów. Litwa ogłosiła stan sytuacji nadzwyczajnej, utrzymuje, że to część białoruskiej wojny hybrydowej przeciwko Litwie.
Czytaj więcej: Gabrielius Landsbergis: „Zaproponujemy nowe sankcje wobec Białorusi za kryzys migracyjny”
Skrajne komentarze
Kryzys migracyjny rozpala nastroje mieszkańców Litwy. Niektórzy podkreślają, że przy odpowiedniej organizacji przyjęcie migrantów do czasu sprawdzenia, czy są faktycznymi uchodźcami, jest możliwe.
Pojawiają się także głosy skrajne nawiązujące do „dawno nieużywanych pieców” oraz „prostych i szybkich rozwiązań znanych z okresu wojny światowej”.
Administratorzy i policja przypominają, że za takie słowa, również w internecie i wyrażone metaforycznie, grozi odpowiedzialność karna na podst. 170. paragrafu Kodeksu karnego.
Na podst.: LRV, BNS, samorządy, własne