Leszek Wątróbski: Przyjechała Pani do Polski m. in. na finał XIII edycji konkursu „Być Polakiem”…
Anna Dunajewska: Przyjechałam też do Polski na wakacje letnie. Tu się przecież urodziłam, wychowałam i ukończyłam studia na Politechnice Szczecińskiej. Z Polski do USA wyemigrowałam latem 1997 r. W lipcu br. uczestniczyłam w posiedzeniu jury dla dziecięcej grupy II (prace literackie dla dzieci w wieku 10–13 lat) o tematyce: historia mojej rodziny — jako wiceprzewodnicząca. Uczestniczyłam też jako juror w Konkursie „Rodzic na 6” i „Polak we Włoszech i na świecie”.
Jest Pani pierwszą wiceprezeską Kongresu Oświaty Polonijnej — największej organizacji oświatowej, będącej samorządnym stowarzyszeniem przedstawicielskim oświatowych środowisk polonijnych i polskich poza granicami kraju…
… zrzeszającym ok. 50 organizacji oświatowych z całego świata, prowadzącą swoje szkoły i mniejsze jednostki oświatowe. U nas w USA do KOP należą 3 organizacje: Centrala Szkół Dokształcających z Nowego Jorku, Zrzeszenie Nauczycieli Polskich w Ameryce z Chicago i Forum Nauczycieli Polonijnych z Los Angeles. A Zrzeszenie Nauczycieli Polskich w Ameryce z Chicago skupia wokół siebie szkoły polonijne w aglomeracji chicagowskiej i nie tylko. I tam zasiadam w prezydium tego zrzeszenia. Dodam może jeszcze, że pełnię też funkcję dyrektorki Polish American Humanistic Academy.

| Fot. ze zbioru Anny Dunajewskiej
Jest Pani wreszcie dyrektorką i założycielką Polskiej Szkoły im. Czesława Miłosza w Schaumburgu, Il — na przedmieściach Chicago…
Te obowiązki pochłaniają mi najwięcej czasu, choć zajmuję się w niej wyłącznie sprawami organizacyjnymi. Pomieszczenia szkolne wynajmujemy od amerykańskiej high school (szkoły średniej). Korzystamy tam z jednego skrzydła w ogromnym budynku. Przed pandemią mieliśmy 550 dzieci. Dziś jest ich 350. Ubyło nam 200 dzieci, ale dlatego, że powstały w okolicy nowe szkoły polonijne. Zajęcia prowadzimy tylko w piątki po południu i w soboty do południa. Nasi uczniowie cały tydzień chodzą do szkół amerykańskich. Jesteśmy więc szkołą uzupełniającą. Uczymy języka, kultury polskiej oraz historii i geografii polskiej. Nauczając kultury polskiej przekazujemy naszym uczniom tradycję. I tak jest np. w czasie bardzo ważnej uroczystości szkolnej, jaką jest pasowanie ósmoklasisty. Celebrujemy też listopadowe święto odzyskania niepodległości.
Czytaj więcej: Polonia i Polacy za granicą to lobby Polski. Prezentacja bazy organizacji polskich za granicą
Jak jest ze znajomością języka polskiego w Pani szkole?
Bardzo różnie. Najlepszym na to dowodem jest konkurs „Być Polakiem”, gdzie uczniowie piszą naprawdę przepiękne eseje. Jest to wyłącznie zasługa ich rodziców.
Wszyscy — i rodzice, i nauczyciele — zdajemy sobie doskonale sprawę z faktu, że jeżeli szkolnictwo polonijne upadnie, to Polonia też się szybko wynarodowi i zniknie. A dziś Polonię trzyma przy życiu szkoła i kościół. Są i tacy rodzice, którzy swoje dzieci wysyłają tylko na lekcje religii, ale już nie na naukę języka polskiego. Ich dzieci nie potrafią ani czytać, ani pisać po polsku. Natomiast szkoła polonijna uczy i mówienia, i czytania po polsku.
W szkołach mamy też dużo różnych kółek zainteresowań. W mojej szkole, przed pandemią, było bezpłatne kółko taneczne. Dzieci mogły się tam uczyć polskich tańców — m. in. ludowych. Było też kółko teatralne, które 8 lutego 2020 r. (tuż przed pandemią) zorganizowało musicalową wersję bajki H. Ch. Andersena pt. „Księżniczka na ziarnku grochu” na największej polonijnej scenie na świecie Copernicus Center w Chicago. Nie pobieraliśmy wówczas od nikogo żadnej opłaty za to przedstawienie, które obejrzało 1 670 osób. Znalazłam sponsorów i to oni właśnie pokryli koszty wynajmu sali.
Jak wasze dzieci poznają patrona szkoły i jego poezję?
Zorganizowaliśmy m. in. międzynarodowy konkurs poświęcony Czesławowi Miłoszowi. Wpłynęło na niego 150 prac plastycznych, które opublikowałam w 2 kalendarzach. W pierwszym, obok tych prac, znalazły się niepublikowane dotąd liczne zdjęcia poety autorstwa chicagowskiego fotografika i poety Adama Lizakowskiego, który osobiście znał Miłosza. Kalendarz był sponsorowany przez Stowarzyszenie „Wspólnota Polska”. Drugi kalendarz wydałam pt. „Malowany Miłosz” z pracami plastycznymi dzieci.
Czytaj więcej: Czesław Miłosz – poeta i prawnik, czyli o zapomnianej tożsamości noblisty
Jak wygląda praca w Pani szkole? Jakich ma Pani nauczycieli?
Pracuje u nas 23 nauczycieli. Wszyscy oni podpisują z nami kontrakt. Szkoły dostają akredytację z Body Education. Każda szkoła musi spełniać określone warunki w amerykańskim systemie — np. nauczyciele muszą mieć ukończone studia i dyplom — minimum licencjat. Jeżeli uczeń skończy szkołę średnią (odpowiednik polskiego liceum) to wystawiamy mu świadectwo akredytacyjne, na mocy którego zwolniony będzie z języka obcego na studia wyższe. Nie wszystkie uczelnie w USA to jednak uznają. Jeżeli nauczyciel ma wyższe studia i czuje, że chciałby uczyć, a nie ma odpowiedniego przygotowania pedagogicznego, to Zrzeszenie Nauczycieli Polskich w Ameryce organizuje, od czasu do czasu, różne warsztaty dokształcające, które od czasu pandemii organizowane były tylko online.
Przeważają u nas nauczyciele młodzi i wszyscy są z Polski. Nie mam jeszcze ani jednej nauczycielki urodzonej w USA. Jedni rodzice chcą nauczycieli wymagających, którzy dbają o wysoki poziom nauczania. Inni chcą nauczycieli tolerancyjnych i mało wymagających, tak aby ich dzieci nie przepracowywały się zbytnio. Na szczęście w naszej szkole przeważają rodzice bardzo ambitni.
Naszym nauczycielom płaci się za konkretne przeprowadzone lekcje. Nie otrzymują oni pieniędzy za wakacje czy za chorobowe. Oczywiście każda szkoła płaci inaczej. W naszej szkole ustalamy wszystkie stawki, uzależniając je od posiadanego aktualnie budżetu. Uważamy je za naprawdę dobre. Nauczyciel dobrze opłacany ma większą motywację do pracy. Nagradzamy ich także dodatkowo bonusami na koniec każdego roku. Tak właśnie bywało jeszcze przed pandemią. Łącznie nasi nauczyciele pracują 30 sobót po 4 godziny lekcyjne, chyba że prowadzą także zajęcia pozalekcyjne — np. kółko plastyczne czy naukę gry w szachy. Nie są to oczywiście pieniądze, za które można się utrzymać. Są raczej znaczącym dodatkiem do stałej pensji.

| Fot. ze zbioru Anny Dunajewskiej
Jaki jest poziom edukacji polonijnej w USA?
Trudno mi dokładnie odpowiedzieć na to pytanie. Szkoły polonijne bardzo się różnią między sobą. W systemie amerykańskim wszystko zależy od konkretnej szkoły. Są przecież szkoły państwowe i prywatne.
Naszą bolączką jest to, że szkolnictwo polonijne nie jest zrównane z polskim krajowym. I tak w chicagowskiej aglomeracji są 42 szkoły polonijne i tylko jedna konsularna — przy polskim konsulacie generalnym, nazywająca się teraz szkołą polską a nie polonijną.
W jakim stopniu szkolnictwo polonijne ucierpiało przez pandemię? Kiedy nie wpuścili nas do sal lekcyjnych, w wynajmowanym przez nas skrzydle budynku, postanowiłam znaleźć inne miejsce na ich prowadzenie. Nie poddałam się. Według oficjalnych informacji naszego ministerstwa zdrowia zaraza nie szerzyła się tylko w szkołach katolickich i tam zajęcia ciągle się odbywały. We wszystkich innych, także państwowych, był wirus. Ludzie zaczynali więc zapisywać swoje dzieci do szkół katolickich, także Polacy. Kiedy jednak i te zostały zamknięte, rozpoczęłam poszukiwania nowych pomieszczeń. Poszłam do hotelu Hilton i wynajęłam w nim sale. Zajęcia prowadziliśmy tylko w maseczkach. Badaliśmy też temperaturę naszych dzieci. Hotel się cieszył, że ma klientów, a my, że prowadzimy zajęcia. Niestety po pewnym czasie wszystkie hotele zostały zamknięte. Zaczęłam więc szukać ponownie. Pojechałam do mojej koleżanki, która ma salę bankietową i powiedziałam jej, że jestem bezdomna. Za jej zgodą podzieliliśmy dużą salę bankietową na cztery mniejsze. Tak więc znowu mieliśmy gdzie prowadzić zajęcia szkolne. Zorganizowaliśmy też Mikołaja z prezentami dla dzieci, ale na świeżym powietrzu, przed hotelem. Rodzice podjeżdżali ze swoimi dziećmi samochodami, a Mikołaj stał i każdemu wręczał paczkę. Nie chcieliśmy pozbawić naszych uczniów przedświątecznej przyjemności. Zawsze staraliśmy się celebrować w naszej szkole Mikołaja z paczkami i jasełkami. I dzieci bardzo się z tego cieszyły.
Jak Amerykanie widzą Polonię chicagowską?
W chwili obecnej Polacy są bardzo wysoko notowani w USA z powodu wojny w Ukrainie i przyjęcia do swoich domów wielu milionów uchodźców wojennych. Może dlatego, że Amerykanie nie wyobrażają sobie, iż można przyjąć obcego do swego domu. I że nie namiot, tylko dom. Zdecydowana też większość naszej Polonii bardzo pozytywnie ocenia rodaków w kraju za ten gest w stosunku do Ukraińców. My, jako szkoła, uczestniczyliśmy w zbiórce pieniędzy i rzeczy dla walczącej Ukrainy. Zebraliśmy naprawdę dużo.
Jak Pani sobie z tym wszystkim radzi?
Jeszcze jakoś sobie radzę. I nadal mam dużo dobrych pomysłów.
Życzę więc dużo sił i nowych pomysłów w służbie oświacie polonijnej w USA!
Rozmawiał Leszek Wątróbski