Więcej

    Emilia, urocza buntowniczka

    To buntowniczka, ale zachowująca swoje zasady, a jeśli nawet jakaś zasada jest wbrew niej, to… po prostu ją łamie. Ma przy tym w sobie jednak tyle uroku osobistego, że najczęściej wszystkie przewinienia uchodzą jej na sucho. Poznajcie Emilię Widtmann.

    Czytaj również...

    Emilię charakteryzują pewność siebie, odwaga i spontaniczność, ale jednocześnie jest bardzo wrażliwa na krzywdę ludzką i bardzo przeżywa wszystko, co robi. Ma świetną intuicję, dzięki której potrafi bezbłędnie wyczuwać intencje ludzi.

    Jest kobietą rozsądną, ambitną oraz bardzo inteligentną. W pracy zawodowej może sięgnąć naprawdę wysoką pozycję zawodową. W działaniach opiera się na logicznym rozumowaniu.

    A zawód Emilii to pedagog, dziennikarka, specjalistka od marketingu. Taki jest charakterologiczny opis osoby o tym imieniu.

    Na wybór imienia nie mamy wpływu, wybierają nam je rodzice. Czy to jednak przypadek, że otrzymujemy takie, a nie inne imię? Czy imię determinuje nasze życie? Co o tym myśli Emilia Widtmann, właścicielka tego uroczego imienia?

    Myślę, że to człowiek powinien upiększać swoje imię, a nie imię człowieka. To ludzie nadają blask imieniu swoimi dobrymi czynami, cechami, kolejami życia. Ja lubię swoje imię, chociaż jako nastolatka często używałam zdrobnienia Ema, a nawet kiedyś chodziło mi po głowie, aby zmienić je na zupełnie inne – Rozalia. Dobrze, że tego nie zrobiłam, bo być może zapisane losy potoczyłyby się inaczej.

    Znamy się jeszcze z czasów, gdy uczęszczałaś do Gimnazjum Jana Pawła II w Wilnie. Gdy czytam ten opis przypisany do twojego imienia, to bardzo mi do Ciebie pasuje.

    I ja sama jestem zaskoczona, bo rzeczywiście widzę w dużej mierze siebie, i chyba prawdą jest, że imię to nieodłączna część naszego wizerunku.

    Swoją stanowczość, odwagę i pewność siebie wykazałaś przy wyborze studiów, gdyż nie uległaś namowom rodziców sugerujących podjęcie ich na Litwie albo chociażby w Polsce – zaplanowałaś studia w Holandii. I ten plan zrealizowałaś.

    Moi rodzice zawsze bardzo dbali o to, żebym już od najmłodszych lat podróżowała, uczyła się języka angielskiego i poznawała przeróżne kultury z całego świata. Te właśnie podróże rozpaliły we mnie chęć ciągłego zwiedzania, kosztowania życia gdzieś indziej, w innych krajach, kulturach. Dlatego gdy już mogłam samodzielnie decydować, postanowiłam, że studiować będę za granicą. W Holandii byłam już wcześniej – w 2014 r. wybraliśmy się z rodzicami na kilkudniową wycieczkę. Podczas podróży miałam okazję już trochę poznać ten kraj, zachwycił mnie Amsterdam, chodziłam uroczymi uliczkami, zwiedzając galerie i muzea. Ogromne wrażenie zrobiła na mnie galeria van Gogha. Zauroczyła przyjazność nieznanych mi ludzi, ich perfekcyjna znajomość języka angielskiego, a także poczucie wolności i tolerancji, która była widoczna i odczuwalna na każdym kroku tego miasta.

    Tak, Holandia mnie zauroczyła, więc kiedy nadszedł czas wyboru studiów, poszłam na targi edukacyjne „Kariera i Studia”, które corocznie odbywają się w Wilnie w Litexpo. I tu też chyba przeznaczenie, bo pośród dużej oferty uniwersytetów od razu zaintrygował mnie Rijsuniversiteit w Groningen w Holandii. W malutkiej książeczce o studiach znalazłam tam program, który nazywał się Arts, Culture and Media. Decyzja padła już tam, od razu – sztuka i kultura to jest coś co mnie najbardziej interesuje, no i Holandia.

    Czytaj więcej: „Nie wolno zapomnieć”. Cykl wywiadów Moniki Frelik

    Początki w Holandii nie były łatwe, bo dość szybko przyszło uczucie tęsknoty za domem. Najbardziej tęskniłam za rodzicami
    | Fot. archiwum prywatne

    Jak wspominasz swoje pierwsze kroki w Holandii? Jak się tam zaaklimatyzowałaś?

    Pamiętam to bardzo wyraźnie – mając 18 lat, stałam na lotnisku w Wilnie z poczuciem, iż zaczynam nowy, wspaniały rozdział swojego życia. Gdy myślę teraz o tym, sama się dziwię sobie, bo tak naprawdę to nie byłam do końca pewna, gdzie jadę, jak tam będzie. Pokój udało mi się znaleźć przez wspólną znajomą, ale przedtem nie miałam okazji go obejrzeć „na żywo”. Z perspektywy czasu, wspominając moje przygody życiowe, doszłam do wniosku, że jestem dużą szczęściarą, że mam nosa do ludzi. Było wiele okoliczności, że ktoś mógł mnie oszukać, okraść lub po prostu wykorzystać, ale tak się nie stało i być może ta cecha wymieniona w opisie imienia, że Emilia „ma świetną intuicję, dzięki której potrafi bezbłędnie wyczuwać intencje ludzi”, się sprawdza.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Początki nie były łatwe, bo dość szybko przyszło uczucie tęsknoty za domem. Najbardziej oczywiście tęskniłam za rodzicami, ale też za moimi kochanymi zwierzętami, które nieraz pomagały mi zrzucić z siebie szkolny stres. W Holandii byłam zdana zupełnie na siebie, to nie było łatwe, ale po latach uważam, że to była bardzo potrzebna i wspaniała lekcja – musiałam się nauczyć dbać nie tylko o to siebie, ale też o swój nowy dom, zainwestować w nowe przyjaźnie, stworzyć więzi z ludźmi.

    Nieraz bywało, że nachodziły i smutne chwile. I na te smuteczki jest lekarstwo – zająć się czymś, co odciąga złe myśli i daje satysfakcję. W tym najbardziej pomogła mi aplikacja Pawshake, którą znalazłam w internecie. Można się tam zarejestrować i zostać opiekunką zwierząt. W ten sposób miałam okazję gościć u siebie białego szkockiego terierka, chodzić na codzienne spacery z border collie o imieniu Doodle i nawet opiekować się królikiem, chociaż ten akurat był najnudniejszy ze wszystkich moich pupili.

    Ale kierunek studiów, kultura i media, nie rozczarował Cię? To był dobry wybór?

    Królestwo Niderlandów od wielu lat przyciąga zagranicznych studentów międzynarodową atmosferą i wysoką jakością kształcenia. Moje studia były ciekawe, mieliśmy przeróżne kursy: od filozofii sztuki po metody badawcze i zajęcia z przedsiębiorczości kulturalnej – te ostatnie ciekawiły mnie najbardziej.

    Uniwersytet w Groningen to instytucja o 400-letniej tradycji, od zawsze plasuje się setce najlepszych uniwersytetów na świecie i ma doskonałą renomę. Wśród jego absolwentów warto wymienić: Alettę Jacobs, pierwszą kobietę studentkę w Holandii, Wubbo Ockelsa, pierwszego holenderskiego astronautę, oraz czterech laureatów Nagrody Nobla. Uczelnia może się pochwalić ponadsześciotysięczną międzynarodową społecznością studencką i bardzo dobrym poziomem nauczania. To wszystko brzmiało zbyt kusząco, aby nie wybrać tego uniwersytetu.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Studia odbywają się tam w języku angielskim. Czy czułaś się na siłach wejść w ten język tak z marszu, w ten cały proces studiów w tym języku: wykłady, dyskusje, wypracowania pisemne? Jak się odnalazłaś rzucona od razu na głębokie wody?

    Język angielski zawsze szedł mi lekko. W szkole miałam wspaniałą nauczycielkę z języka angielskiego, panią Marię Kleczkowską, która dała mi dobre podstawy i wyprawiła w świat z całkiem dobrą znajomością tego języka. Dzięki nauce, ale i podróżom nie miałam wcale problemów z porozumiewaniem się. Największym moim wyzwaniem było napisanie pracy licencjackiej, ale to bardziej z powodu samej pracy, a nie języka.

    Czytaj więcej: Marek Kubiak o zawodach w stylu shidokan karate o puchar z okazji 230. rocznicy Konstytucji 3 Maja

    Królestwo Niderlandów od wielu lat przyciąga zagranicznych studentów międzynarodową atmosferą i wysoką jakością kształcenia
    | Fot. archiwum prywatne

    Student to stworzenie stadne. Student nie ma czasu się nudzić. A jak wyglądało twoje życie towarzyskie? Czy jako słowiańska dusza nie czułaś się tam samotna wśród tłumu?

    Jak już mówiłam, mam szczęście do ludzi, do przyjaźni. Tam też pojawiła się moja pierwsza miłość. Karol, z którym poznałam się jeszcze w Wilnie w 2016 r., studiował już w Holandii. Chociaż mieszkaliśmy w różnych miastach, to często się odwiedzaliśmy. Bardzo mnie wspierał.

    Poza tym znalazłam krąg wspaniałych koleżanek, które także przyjechały do Holandii same, więc naturalną rzeczą było, że zbliżyłyśmy się do siebie. Z jedną z nich wciąż rozmawiamy i spotykamy się, choć mieszkamy już w różnych państwach Europy. Te więzi, które łączą studentów międzynarodowych, są podobno wyjątkowo mocne, bo każdy z nas przechodzi podobną drogę, znalazłszy się w obcym kraju w tak młodym wieku.

    Czy dużo obcokrajowców studiuje w Holandii?

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Groningen to bardzo kosmopolityczne miasto, więc przyjeżdżają tam studenci z każdego miejsca na kuli ziemskiej. Na moim kursie połowa to byli obcokrajowcy – z Europy, ale także z Chin, Meksyku czy Kanady.

    Jak wyglądało życie studenckie po zajęciach?

    Zależy to od wielu czynników, samego studenta, miasta, uniwersytetu i… oczywiście budżetu! Na pierwszym roku studiów postanowiłam dołączyć to komitetu studenckiego IK, to z nim zorganizowałam swoje pierwsze wydarzenie, konferencje na temat technologii i sztuki. Poza tym organizowaliśmy wycieczki do różnych miast Holandii, chodziliśmy na kulturalne imprezy i jeździliśmy na wycieczki rowerowe.

    Właśnie. Gdybyśmy zapytali przypadkową osobę, z czym się jej kojarzy Holandia, zapewne odpowiedź brzmiałaby: tulipany, wiatraki, rowery. Mnie też przed laty, gdy jeszcze u nas ktoś na rowerze był rzadkością (szczególnie w mieście), zachwyciła ta infrastruktura rowerowa. To rodzaj ich tradycji i kultury.

    Tak, posiadanie roweru w Holandii jest rzeczą obowiązkową i konieczną. Jest to najpopularniejszy środek komunikacji. Całe miasta i miasteczka tworzą sieć ścieżek rowerowych. Każda mniejsza czy większa ulica jest przystosowana do jazdy rowerem, a kultura jazdy jest na bardzo wysokim poziomie. Tam nikt nie szpanuje swoim pojazdem, wręcz odwrotnie, im starszy, tym ciekawszy. Z moim rowerem wiąże się też historia. Szukałam go długo, gdyż jestem niewysokiego wzrostu i kupienie go z odpowiednią ramą dla mnie nie było łatwe. Zresztą szukałam też oryginalnego sportowego egzemplarza. Kiedyś, gdy pracowałam w Amsterdamie, moim sąsiadem był staruszek kolekcjoner, kolekcjonował wszystko. Wypatrzyłam tam u niego rower, który mnie oczarował. Po długich pertraktacjach kupiłam go od niego i towarzyszył mi przez cały czas pobytu w Holandii. Nie mogąc się z nim rozstać, zabrałam go ze sobą do Wilna.

    Czy wiązałaś życie z Holandią? Po ukończeniu studiów zdecydowałaś się podjąć tam pracę.

    Zaraz po studiach tak się zdarzyło, że zostałam zatrudniona w firmie niejako związanej z moim kierunkiem. To była praca w jednej z najbardziej znanych firm eventowych, The Next Web w Amsterdamie, która to organizuje wielotysięczne konferencje na temat technologii i start-upów. Bardzo mi się podobała ta praca. Była rozwojowa i poznawcza. Poza tym miałam okazję zamieszkać w Amsterdamie, poznać go lepiej. Tam odbywa się tyle ciekawych wydarzeń: od ogromnych imprez, przez wernisaże i spektakle, po piękne przedstawienia baletu czy opery.

    Czytaj więcej: Ksiądz z młodzieżą jadą na rowerach na Przylądek Północny. Po pokój dla Ukrainy

    Jednak wróciłaś na Litwę. Dlaczego?

    Na Litwę wróciłam z powodu pandemii. Nie było to łatwym krokiem, ale myślę, że musiało tak być. Wiele rzeczy dzieje się tak, a nie inaczej, taki los, przeznaczenie. Właśnie w takich kategoriach myślę. Tego się trzymam i nie żałuję.

    Tutaj też się odnalazłaś, bo trafiłaś do filii zagranicznej firmy, później zmieniłaś ją. Czy to był awans? Czy może chciałaś nabyć innych doświadczeń?

    Wróciwszy na Litwę, podjęłam pracę w organizacji pozarządowej „Women Go Tech”, która organizuje program mentorski dla kobiet, które chciałyby zacząć swoją karierę w IT, ale się boją lub nie mają wystarczającego wsparcia. Kochałam tę pracę, miałam wspaniałą drużynę i dzięki niej zapoznałam się bliżej z różnymi dziedzinami IT i największymi firmami IT na Litwie. Ostatnio postanowiłam otworzyć jeszcze jeden rozdział i w tym momencie pracuję jako menedżer ds. komunikacji w jednej ze szwajcarskich IT firm. Chociaż praca z wydarzeniami jest bardzo dynamiczna i ciekawa, dla takiego wrażliwego człowieka jak ja może być trochę przytłaczająca. Dlatego tez postanowiłam rozwijać się w innych dziedzinach, na razie jest to komunikacja, potem kto wie?

    Jesteś osobą otwartą na ludzi. Lubisz być blisko różnych wydarzeń kulturalnych. Co Cię pasjonuje?

    Pasjonują mnie sztuka i kultura. A zwłaszcza ta, która jest niewygodna, która potrafi zmusić publiczność do głębszego zastanowienia się, która ich prowokuje i powoduje, że inaczej zaczynamy widzieć świat. Sztuka w prostej linii mnie trochę nudzi, zawsze doszukuję się w niej buntownictwa, wyjścia poza ramki, przesunięcia kreski ciut dalej, poza granice komfortu.

    Lubisz pomagać. Działałaś też w wolontariacie.

    Tak, jeszcze w szkole zaczęłam się interesować wolontariatem. Byłam wolontariuszka w Loftas, gdzie odbywały się często koncerty i inne wydarzenia. Pomagałam także w Hospicjum bł. Michała Sopocki. W Holandii podczas pandemii na Facebooku napisałam posta o tym, ze mogę komuś pomóc zupełnie za darmo, nieważne w czym. W ten sposób zostałam instruktorką jazdy rowerowej pewnej pary wykładowców, pomagałam doglądać dzieci i kupowałam produkty żywnościowe tym, którzy podczas pandemii bali się lub nie mogli wyjść z mieszkań. Z natury chce mi się pomagać i staram się to robić jak najczęściej.

    Jakie masz hobby, zainteresowania, sympatie?

    Lubię sport, jeździć na rowerze, interesuje mnie także rozwój osobisty i psychologia – zawsze szukam ciekawych podcastów i artykułów na ten temat.

    Jakie są twoje plany i marzenia?

    Moim największym marzeniem jest się nie bać i próbować nowych rzeczy. Tego chciałabym sobie najbardziej życzyć. Chciałabym kiedyś móc pracować dla siebie i być swoją własną kierowniczką, może kiedyś otworzę własny biznes.

    Wakacje dobiegają końca, wielu twoich młodszych kolegów i koleżanek podejmie dalszą naukę, również za granicą. Co poradziłabyś im z własnych doświadczeń? Jakie dałabyś rady, jakim przesłaniem służyłabyś im?

    Być otwartym na nowe doświadczenia, ale nie tracić głowy. Czerpać jak najwięcej ze studiów, uczyć się, spotykać się z nowymi ludźmi i dać sobie szansę próbować coś nowego. To jest okres poznawania siebie i będzie to wspaniała podróż!


    Wywiad opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 34 (99) 27/08/-02/09/2022

    Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Afisze

    Więcej od autora

    Aniołowie są wśród nas

    Brenda Mazur: Bożeno, dlaczego właśnie anioły? Co odpowiedziałabyś na takie proste pytanie? Bożena Naruszewicz: Dlaczego? Myślę, że to nie ja ich szukałam, tylko one mnie sobie wybrały, aby być ze mną. Żyłam sobie spokojnie do czterdziestki, aż zaczęły przychodzić do...

    Joanna Moro dla „Kuriera”: „Jestem szczęściarą!”

    Brenda Mazur: Czy zgadzasz się z takim opisem? Do której Joasi Ci najbliżej? Joanna Moro: W tym roku, który jest dla mnie filozoficznie kluczowy, bo kończę 40 lat i można powiedzieć – jestem kobietą dojrzałą, przychodzi czas na refleksje nad...

    Jacek Kaczmarski, bard polskiej Solidarności. W tym roku minęło 20 lat od jego śmierci

    Prof. Krzysztof Gajda z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, biograf Kaczmarskiego, przypomniał, że stworzył on blisko 560 pieśni – tyle zostało zarejestrowanych w jego wykonaniu. Głos pokolenia Solidarności Kaczmar, jak o nim mówiono, został głosem pokolenia stanu wojennego, a jego...

    Wstań i idź, by mięśnie czuły się potrzebne! Dlaczego warto być aktywnym fizycznie?

    Dawniej było lepiej Dawniej ludzie pokonywali kilometry pieszo, każda niemal praca związana była z ruchem i wysiłkiem fizycznym. Dzieci i młodzież byli wciągani do wielu prac, do szkoły chodziły pieszo, a podwórka były pełne akrobatycznych wyczynów. Jakakolwiek praca domowa, związana...