Inauguracja mundialu odbyła się na przepięknym jak z „Baśni 1001 nocy” stadionie Al Bayt w miejscowości Al-Khor. Oddano go do użytku w ubiegłym roku, a zbudowano kosztem prawie 850 mln dolarów. Został zaprojektowany w kształcie historycznych namiotów bayt al sha’ar używanych w tym regionie przez nomadów i temu zawdzięcza nazwę. Jest najbardziej wysuniętym na północ Kataru ze wszystkich turniejowych obiektów.
Czytaj więcej: Katar kupił od Francji 24 wielozadaniowe myśliwce Rafale
Z Centrum Medialnego akredytowanych dziennikarzy dowożą na niego specjalnie podstawione autobusy. Nasza podróż zaczęła się cztery godziny przed meczem i, choć powinna zająć tyle co połowa piłkarskiego spotkania, dopiero na 90 min przed pierwszym gwizdkiem udało nam się zasiąść na trybunach. A to z powodu olbrzymich korków, które tworzyły się na drogach dojazdowych do obiektu usytuowanego dosłownie na środku pustyni.
Po kilometrach obserwacji pustynnego krajobrazu widok na horyzoncie przypominającego pyszne ciasteczko stadionu mógł nasunąć pytanie, czy to aby nie fatamorgana. Ściany i dach Al Bayt, sprawiające wrażenie wykonanych z dywanów i drogiego płótna, nie sprzyjały gospodarzom turnieju. Jedynie w 3 min Katarczycy mieli trochę szczęścia, bo stracony przez nich gol po analizie VAR został anulowany z powodu spalonego. Wzbudziło to wiele kontrowersji i dyskusji, ale oznaczało jedynie tyle, że co się odwlecze to nie uciecze. W 16 min Ekwador gola zdobył już prawidłowo, a po kolejnym kwadransie podwyższył wynik. W obu przypadkach — jak zresztą także w przypadku gola zdobytego ze spalonego — do siatki trafiał doświadczony Enner Valencia, as atutowy ekipy z Ameryki Południowej. Za pierwszym razem z karnego podyktowanego po faulu bramkarza, za drugim po pięknym uderzeniu głową. Gospodarze nie byli w stanie w żaden sposób odpowiedzieć. W całym meczu nie oddali choćby jednego celnego strzału, raptem dwa razy dochodząc do sytuacji, które miały jakiś cień szansy, by zakończyć się golem. Zdegustowani katarscy kibice już w przerwie zaczęli opuszczać stadion, który kwadrans przed końcem zupełnie świecił pustkami.
„To koszmarny początek w naszym wykonaniu” — powiedział na pomeczowej konferencji hiszpański selekcjoner Katarczyków Felix Sanchez. Przyznał też, że jego zespół nie wytrzymał presji związanej z tym spotkaniem, będąc dalekim od swojej najlepszej dyspozycji. Po Katarczykach faktycznie można było oczekiwać nieco więcej, są wszak aktualnym mistrzem Azji. Wyraźnie zjadły ich jednak nerwy; jeśli to się nie zmieni, to można zakładać, że po spotkaniach z Senegalem i Holandią pożegnają się z turniejem.
Zanim piłkarze wyszli na boisko, widzowie obejrzeli piękną uroczystość otwarcia. W części artystycznej dominowały elementy kultury arabskiej, ale wybrzmiały też 32 różne melodie, którymi dopingują swoje reprezentacje kibice drużyn uczestniczących w mistrzostwach. Wśród nich pojawiła się także przyśpiewka „Polska, biało-czerwoni”.
Gwiazdą był 85-letni amerykański aktor Morgan Freeman. Zaśpiewał również wokalista koreańskiego zespołu BTS, autor hymnu tegorocznego turnieju. Do końca nie było wiadomo, kto wystąpi, bo wiele gwiazd zrezygnowało z przyjazdu do Kataru ze względu na krytykę, jaka na niego spada z powodu zarzutów o korupcję przy uzyskaniu praw do organizacji mistrzostw i nadużycia praw pracowników, z których wielu poniosło śmierć przy budowie infrastruktury.
Czytaj więcej: Powtórka z rozrywki — Polska-Andora 3:0 w eliminacjach do mundialu
Specjalnie dla Kuriera Wileńskiego
Jarosław Tomczyk, Doha