„Niestety poziom zjadacza chleba jest jaki jest. Środki masowego przekazu idą z tyłu. A politycy ze środków masowego przekazu robią środki musowego przekazu” — żartuje rozmówca „Przeglądu”.
Źle? Nieźle
Dyrektor szpitala w Solecznikach zauważył też, że tendencje statystyczne na Litwie nie są znowu takie złe.
„Średnia długość życia w ostatnich 20 lat wzrosła! (…) Jeżeli zobaczymy tamte czasy, kiedy nie słyszeliśmy o zawałach, to średnia długość życia była o wiele mniejsza” — podrzucił do namysłu dyrektor.
„W Polsce rozwiązania są bardziej elastyczne”
Zwrócił też uwagę na niekonsekwencje w prawie pracy w sektorze zdrowotnym na Litwie.
„Znalazłem internistkę z Dniepra, która pracowała w centralnym szpitalu. Absolutnie kompetentna. Nie mogłem zatrudnić, powiedzieli, że trzeba tyle i tyle lat przejść rezydenturę. Nie, to nie jest możliwe. To, że języka się nauczy to nic. Wydają licencje tylko na lekarza tak zwanego praktyki ogólnej. Czyli może tylko siedzieć na izbie przyjęć, ale nie być internistą — który jest mi potrzebny! I nic się nie robi w tym kierunku” — zauważa dyrektor Siemienowicz.
„W Polsce rozwiązania te są o wiele bardziej flexible (pol. elastyczne — przyp. red.)” — podkreśla.
„Lekarz może być laureatem nagrody Nobla, ale bez licencji nie mam prawa przyjąć do pracy”
„Jest lekarz. Może rozmawiać z chorymi (jęz. rosyjski i ukraiński są wystarczające do porozumienia się z mieszkańcami Wileńszczyzny, którzy często znają rosyjski i polski, w efekcie rozumiejąc też po ukraińsku – przyp. red.). Mam takich lekarzy, którzy dotychczas nie nauczyli się po litewsku! Na Białorusi skończył. Skoro ma licencję…” — przywołuje przykład gość.
„Trzeba rozwiązywać problem. Ja nic nie mogę zrobić, lekarz musi mieć licencję. Nie mam prawa go bez licencji przyjąć. Może być profesorem, laureatem nagrody Nobla, ale musi mieć licencję” — zauważa.