– Rewolucja jeszcze się nie zakończyła. De facto Białoruś jest państwem okupowanym. To stało się nie dzisiaj. Łukaszenko jest takim samym nominatem Putina, jak Ramzan Kadyrow w Czeczenii. W ciągu ostatnich czterech lat poparcie dla Łukaszenki w Białorusi się nie zwiększyło. Ale co się stało za ostatnie lata? Liczba represji wzrosła. Jednych wypuszczają z więzienia, drugich wsadzają. To świadczy o tym, że nadal jest mnóstwo osób przeciwnych Łukaszence – podkreślił w rozmowie z „Kurierem Wileńskim” Paweł Marinicz, redaktor naczelny niezależnego serwisu Malanka Media (malanka.media), który od kilkunastu lat przebywa na emigracji na Litwie.
Cztery lata represji
Sfałszowany wynik wyborczy z sierpnia 2020 r. spowodował masowe protesty na całej Białorusi. W Mińsku demonstracje liczyły nawet kilkaset tysięcy osób. Mimo tego niezadowolenia Łukaszenka za pomocą niespotykanych dotychczas represji zachował władzę.
Z danych białoruskiego Centrum Obrony Praw Człowieka „Wiosna” wynika, że w ciągu ostatnich czterech lat reżim Łukaszenki za działania i poglądy polityczne zatrzymał co najmniej 65 tys. osób. Liczba więźniów politycznych zwiększyła się do 1385.
„Dla Łukaszenki rok 2020 to trauma, która powraca w jego wypowiedziach i która zdeterminowała jego działania, w tym masowe represje, przesądziła o wybranym kierunku polityki” – w mówił rozmowie z Polską Agencją Prasową niezależny białoruski politolog Walerij Karbalewicz.
W czwartą rocznicę sfałszowanych wyborów Swiatłana Cichanouska, przywódczyni białoruskiej opozycji, zadeklarowała, że nie zamierza rezygnować z dalszej walki o wolność i demokrację.
„Tak naprawdę tylko niewielka część Białorusinów opuściła kraj. Większa część aktywistów nadal tam jest. Utrzymujemy jedność, solidarność pozostała” – mówiła w ubiegły piątek w LRT Swiatłana Cichanouska.
Operacja amerykańsko-rosyjska
1 sierpnia w Stambule doszło do dużej wymiany więźniów między Rosją a Stanami Zjednoczonymi. W całej operacji brały udział też inne państwa, jak Polska lub Białoruś. Okazało się, że wśród zwolnionych nie było ani jednego białoruskiego opozycjonisty. „Wielu z nas miało nadzieję, że zobaczymy wśród uwolnionych nazwiska Marii Kalesnikawej, Andrzeja Poczobuta czy Ihara Łosika” – nie ukrywała żalu, komentując wydarzenie, Cichanouska.
Marinicz uważa, że nie warto zbytnio skupiać się na tej wymianie. – To była operacja stricte amerykańsko-rosyjska. Nawet Polsce, która walczy o swoich więźniów politycznych, takich jak Andrzej Poczobut, nic się nie udało. Mam jednak nadzieję, że w niedalekiej przyszłości Polsce uda się wyzwolić Poczobuta.
W rozmowie z LRT liderka białoruskiej opozycji zaznaczyła, że trudno w tej sprawie dokonywać spektakularnych działań. „Wewnątrz kraju nie możemy zrobić nic zauważalnego, ponieważ system działa jak jeden wielki gułag…” – zaznaczyła.
Potencjalny cel ataków
Marinicz uważa, że mimo względnej popularności Łukaszenki w kraju jest coraz gorzej.
– Łukaszenka tylko dzięki Putinowi nadal sprawuje rządy. Zezwolił na rozmieszczenie rosyjskiej broni nuklearnej. To oznacza, że nasz kraj stał się potencjalnym celem dla państw NATO w razie konfliktu zbrojnego. Życie zwykłego Białorusina w żaden sposób się nie polepsza. Sankcje są skierowane przeciwko reżimowi, niemniej przez prowokacje białoruskich służb specjalnych na granicy z Unią Europejską, czyli z Łotwą, Litwą i Polską, mamy bardzo złe relacje ze wszystkimi sąsiadami. A to już przekłada się na życie zwykłego obywatela, ponieważ wyjazd za granicę stał się utrudniony. Do pogorszenia relacji z sąsiadami przyczyniło się też KGB ze swoimi prowokacjami związanymi z tzw. litwinizmem. Reżim rozumie, że aktywni emigranci są bardzo niebezpieczni, dlatego próbuje skłócić ich z mieszkańcami krajów, które ich przyjęły. A więc powodów do kochania Łukaszenki zwyczajnie nie ma – wyjaśnia swój pogląd Marinicz.
Przyszłoroczne wybory
Alaksandr Łukaszenka w lutym br. poinformował, że w następnym roku zamierza uczestniczyć w wyborach prezydenckich. „Powiedzcie im, że będę kandydował w wyborach” – oświadczył przed kilkoma miesiącami.
Co prawda w ubiegłym tygodniu, podczas wizyty na wschodzie kraju, oznajmił: „Musicie się przyzwyczaić, że nie jestem wieczny, jak wy wszyscy”.
12 sierpnia Łukaszenka zaproponował uzupełnienie Kodeksu Karnego o artykuł, który przewidywałby karę dla osób, którzy stanowią zagrożenie dla byłego prezydenta. „Przemoc lub groźba przemocy, zniszczenie lub uszkodzenie mienia, względem prezydenta Białorusi, w tym również wobec byłego prezydenta (…) ma być karane karą pozbawienia wolności od lat trzech do lat ośmiu”.
Swiatłana Cichanouska zadeklarowała, że postara się zmobilizować przed wyborami Białorusinów negatywnie nastawionych wobec Łukaszenki, który nieprzerwanie rządzi 25 lat. „Wiele pracy wykonujemy w kulisach, dlatego to wydarzenie chcemy wykorzystać na własną korzyść. Będziemy mieli wielką kampanię medialną i będziemy starali się zmobilizować ludzi do walki” – oświadczyła polityk.
Marinicz ze swojej strony dodaje, że nie warto przywiązywać się do słów Łukaszenki.
– Powtórzę, od niego nic nie zależy. Jego władza jest utrzymywana wyłącznie na rosyjskich bagnetach. Powracając do wydarzeń z 2020 r., to gdyby szala przechyliła się w stronę opozycji, to mielibyśmy u siebie Kazachstan [do stłumienia protestów w styczniu 2022 r. władze Kazachstanu użyły wojsk Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym, które składają się z jednostek armii zaprzyjaźnionych z Rosją krajów postsowieckich – przyp. red.]. Protesty byłyby na pewno stłumione, ale być może to opóźniłoby wojnę w Ukrainie. Jestem przekonany, że problem Łukaszenki zostanie rozwiązany na polu bitwy między Rosją a Ukrainą. Rosja utrzymywała Łukaszenkę u władzy nie tylko po 2020 r. Trzeba pamiętać, że od kilkunastu lat gospodarka Białorusi może utrzymywać się tylko dzięki rosyjskiej pomocy, polegającej m.in. na zaniżaniu cen gazu lub nafty – podkreśla dziennikarz.
Brak wojska
W rozmowie z PAP białoruski analityk Walerij Karbalewicz powiedział, że sierpień 2020 r. był momentem przełomowym w dziejach narodu białoruskiego. Jego zdaniem mimo rusyfikacji białoruskiego społeczeństwa oba kraje zasadniczo się różnią. Nawet ci, co popierają Łukaszenkę, są przeciwni uczestniczeniu w wojnie w Ukrainie. „Moim zdaniem to był kluczowy czynnik, który zdecydował o tym, że Łukaszenka nie zaangażował armii w wojnę na Ukrainie” – uważa Karbalewicz.
Marinicz ma inne zdanie w tej kwestii.
– Trzeba pamiętać, że na Białorusi nie ma praktycznie wojska. Białoruś ma spore i silne struktury represyjne, czyli milicja, KGB, Służba Ochrony Prezydenta. Te struktury w żaden sposób nie sprawdzą się na wojnie. Widzimy to na podstawie zabitych rosyjskich policjantów w pierwszych dniach wojny, kiedy jechali zająć Kijów w ciągu trzech dni. Kiedy jeszcze byłem na Białorusi, to zawód wojskowego nigdy nie był uznawany za prestiżowy. Do wojska zazwyczaj werbowano przedstawicieli grup społecznych, którym nie udało się wstąpić na studia czy załapać na jakąś lepszą pracę. To było fajne miejsce, gdzie jesteś obuty i nakarmiony, ale w zasadzie nic nie musisz robić – mówi „Kurierowi Wileńskiemu”.
Na pytanie, kiedy upadnie reżim w Mińsku, nasz rozmówca odpowiada kategorycznie: – Reżim Łukaszenki upadnie wraz z upadkiem reżimu Putina. To są naczynia połączone. Powtarzam to od lat. Niestety, wcześniej nikt nie chciał nas słuchać.
Czytaj więcej: Ocieplenie stosunków z Białorusią pozostaje niemożliwe
Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 30 (91) 17-23/08/2024