Apolinary Klonowski: Jesteś mikolem i to jest fakt, nie pytanie.
Seweryn Wołosewicz: Tak. W sumie samo zjawisko można podzielić na kilka odłamów – od dzieci po kręgi dorosłych, czyli jakieś grupy na Facebooku, gdzie młodzież i nie tylko przesyła informacje. Na przykład o tym, gdzie jest jakiś rzadki, ciekawy pociąg, który za chwilę zniknie w trasie. Są też osoby w starszym wieku, które kolekcjonują pociągi w skali miniaturowej wraz z makietą kolejową.
Znajdujesz się teraz w pociągu litewskim czy polskim?
Teraz akurat w polskim, który, co ciekawe, ma nalepki dla kierowników w języku polskim i języku litewskim.
Z tego, co słyszę, to ruch jest całkiem spory.
Tak, wszystkie miejsca są zajęte, część osób stoi, więc naprawdę dużo osób jest na co dzień w pociągu. Popyt jest.
Wróćmy do mikolstwa. Czy to jest obraźliwe określenie?
Raczej nie. Na przykład gdy ja słyszę „mikol”, to po prostu odbieram to pozytywnie, bo osoba, która do mnie tu mówi, chce uzyskać jakąś informację związaną z koleją, z samym mikolstwem. Może nie wie, kim do końca jest ten mikol. Sam się o tego dowiedziałem, dopiero gdy dołączyłem do największej polskiej grupy.
Na Litwie są mikole?
Tak, ale mikole na Litwie to zjawisko niezbyt znane. Jeśli się nie mylę, to w 1923 r. najnowszym i najbardziej popularnym ruchem na Litwie był odrodzeniowy entuzjazm związany z koleją. Potem nawet wpisano litewskie koleje do jakiegoś angielskiego spisu kolei. Dziś mikol na Litwie to jednak nisza.
Mikole w Polsce są zorganizowani. Litewscy też?
Tak, są. W przypadku Litwy najczęściej są to osoby związane z kolejami litewskimi. Przede wszystkim byli lub obecni pracownicy kolei. Udostępniają czasami zdjęcia np. z kabiny lokomotywy, to, jak wyglądają ich przejazdy na ciekawych trasach kolejowych. Część osób, które się tym interesuje, udostępnia zdjęcia pociągów i relacji, których już nie można spotkać na Litwie.
Polscy mikole potrafią nawet wykryć usterki w planowaniu tras, w pociągach. To jest bardzo dynamiczne środowisko. Czy środowisko mikoli na Litwie ma ten dynamizm?
Nie. W Polsce są to przeważnie osoby w wieku do 26. roku życia. Potrafią zwrócić uwagę na rzeczy, o czym później wspominają media czy przewoźnik kolejowy. Na Litwie czegoś takiego nie ma. Padają czasami propozycje odnowienia jakiejś relacji kolejowej albo jakieś ciekawostki kolejowe, ale to wszystko nie jest nawet nagłaśniane w internecie.
Polska nie jest jednak wolna od problemów kolejowych. Brakuje lokomotyw spalinowych, gdyż w ostatnich latach dochodziło do wielu wypadków na przejazdach kolejowo-drogowych.
Niestety, to w Polsce bardzo duży problem. Zdarzało się, że kierowca, który wjechał na zablokowany przejazd kolejowy, zamiast postąpić zgodnie z zasadą, czyli wyłamać szlaban i jak najszybciej opuścić przejazd, zaczął się cofać. Ostatnio była też taka sytuacja, że kierowca próbował zatrzymać pociąg, machając do niego rękami, zamiast uszkodzić szlaban i opuścić przejazd.
Dobra, wjechałem na przejazd, szlaban z obu stron się opuścił. Co robić?
Trzeba wyłamać rogatki. Myślę, że jest to bardzo łatwe, ich konstrukcja na to pozwala. Zrobiono takie nagranie instruktażowe dla kierowców – jeśli ktoś znajdzie się w takiej sytuacji, to trzeba jak najszybciej złamać rogatkę i opuścić przejazd kolejowy.
Są jeszcze kwestie psychologiczne. Nikt nie chce uszkodzić samochodu. No i później trzeba liczyć się z karą…
Tak, oczywiście będzie kara, choćby za niedozwolony wjazd na przejazd kolejowo-drogowy, plus koszt naprawy rogatki, ale nie będzie to koszt tak wysoki jak w sytuacji, kiedy pociąg zostałby uszkodzony. Nie daj Boże, dochodzi do ofiar śmiertelnych bądź rannych. Jak ostatnio w Polsce.
Mikol by wiedział, jak się zachować. Czy tę wiedzę może wykorzystać państwo?
Na pewno, ale na Litwie tego jeszcze nie mamy. Niekiedy ktoś napisze propozycję dotyczącą nowego rozkładu, sugestię, aby mniejsze miejscowości również miały dostęp do sieci kolejowej, ale to tyle. Zatem na Litwie mikolstwo ogranicza się przeważnie do informacji o jakichś nowych zakupach kolejowych albo o dawnych rozkładach jazdy, starych pociągach.
Przykład – ostatnio po grupie kolejowej chodziło zdjęcie dotyczące pociągów relacji Ryga–Symferopol, który jechał przez Wilno. To są bardziej ciekawostki, a nie takie konkrety, o których słyszymy w Polsce. W Polsce mikole potrafią wpływać na rzeczywistość, my musimy jeszcze zaczekać.
Demografia Litwy działa przeciwko nam i kolej u nas nie jest popularna. Czy takie środowisko może na Litwie osiągnąć rozmiar „masy krytycznej”?
Warto zwrócić uwagę na to, że koleje litewskie mimo wszystko z roku na rok stają się coraz popularniejsze. I im więcej osób zacznie podróżować kolejami, tym jest większa szansa, że mikolstwo na Litwie również będzie rosnąć w siłę, tak jak w Polsce.
Zauważyłem, że w ostatnim czasie coraz więcej osób podróżuje koleją, bo otwierane są nowe połączenia. Teraz wrócił pociąg do Rygi. W przyszłym roku ruszy pociąg do Dyneburga. 6 stycznia również wróci pociąg do Tallina – na razie z dwoma przesiadkami, ale im więcej podróżnych, tym więcej miłośników kolei.
Kiedy ruszy bezpośredni pociąg z Wilna do Warszawy?
Musimy zaczekać, aż zostanie wybudowany Rail Baltica. Tymczasem Litwa jest liderem budowy Rail Baltica, biorąc pod uwagę państwa bałtyckie, czyli Litwę, Łotwę, Estonię.
W Polsce dobiegła już końca budowa Rail Baltica na odcinku Białystok–Warszawa. W styczniu ruszy przetarg na budowę odcinka Białystok–Ełk, więc prace idą do przodu. Wszyscy jednak czekają, kiedy po prostu wsiądziemy do pociągu w Wilnie i bez żadnej przesiadki w Maćkowie (lit. Mockava) dojedziemy bezpośrednio do Warszawy.
Jako mikol jesteś związany z kolejami zawodowo?
Jestem, gdyż od półtora roku pracuję w polskich kolejach. Cieszę się, że czasami mogę wykorzystać swoje doświadczenie kolejowe wynikające z pasji na co dzień w pracy.
Zamierzasz wrócić na Litwę?
Raczej tak, miewam takie pomysły, ale nie wiem, kiedy to się stanie. Na razie chcę zyskać doświadczenie, aby w przyszłości np. pracować również w kolejach litewskich, jeśli będzie taka możliwość.
Doświadczenie zatem masz. Potrafisz określić największy problem litewskich kolei?
Największy problem kolei litewskich, moim zdaniem, to małe perspektywy dotyczące większych miast, jak np. Wilno lub Kowno. Większość osób dojeżdża do pracy koleją. Oczywiście, koleje nie są liderem w transporcie, na Litwie liderem są autobusy. Na przykład taka miejscowość obok Wilna jak Soleniki, która jest położona przy linii kolejowej Lida–Wilno, nie ma obecnie żadnego przystanku. A więc lokalnie możemy odjechać tylko do Jaszun. I frekwencja nie jest tak naprawdę duża. Koleje litewskie same się przyznają do tego, że większość tras po prostu nie jest opłacalna.
Samorząd jest zobowiązany do finansowania niektórych połączeń. Gdyby więc powstało kilka takich przystanków na terenie metropolii wileńskiej, to na pewno zwiększyłaby się liczba podróżnych. Jak ktoś chce pojechać komunikacją miejską z Solenik do Wilna, to wsiada do autobusu i jedzie tak naprawdę dookoła.
Przeszkodą dojazdu do Wilna prostą trasą jest lotnisko. Ktoś objeżdża je z jednej strony, inny objeżdża z drugiej strony. A jakby ktoś wsiadł do pociągu, to nie dość, że miałby bezpośredni dojazd na wileńskie lotnisko, to w dodatku dojechałby do samego centrum w miarę szybko.
Czytaj więcej: Z końcem lata nie zostanie kas z biletami na pociąg
Mówisz o połączeniu z Jaszunami. Co z Solecznikami?
W samych Solecznikach stacji nie ma, gdyż Soleczniki znajdują się ok. 2 km od linii kolejowej – został nawet odbudowany dworzec kolejowy, który pełnił funkcję bardziej jako punkt graniczny dla pociągów towarowych. Od dłuższego czasu nie było żadnych połączeń pasażerskich w kierunku Białorusi przez Soleczniki.
W grudniu ub.r. w Samorządzie Rejonu Solecznickiego odbyło się spotkanie przedstawicieli kolei litewskich z władzami rejonu w sprawie przywrócenia kursowania pociągów do Wilna. Wstępnie planowane są cztery połączenia dziennie. Bilet będzie kosztował ok. 4 euro, to 30 eurocentów mniej, niż kosztuje autobus.
Chciałbym jednak zwrócić uwagę na to, czy dane połączenie kolejowe powstanie z myślą o podróżnych, którzy jadą na co dzień z Solecznik do Wilna przez Jaszuny, czy chodzi tutaj bardziej o mieszkańców terenów przy linii kolejowej na odcinku Tartak–Wilno. Chodzi o to, czy chcą zmniejszyć rotację autobusów z Wilna do Solecznik, czy chcą zyskać również tych pasażerów, którzy mieszkają obok linii kolejowych.
Perspektywy rozwojowe są. Wróćmy jednak na krótko do mikoli – czy nie jest to środowisko toksyczne? Jeżeli ktoś, na przykład, napisze „trakcja” zamiast „sieć trakcyjna”, to możemy usłyszeć bardzo różne, „ciekawe”, mówiąc dyplomatycznie, odpowiedzi na ten temat.
To zależy. Myślę, że jak przy każdej pasji znajdą się osoby toksyczne, osoby wyzywane oraz wyzywające. W kolei również. Jednak w większości ludzie w tym środowisku są serdeczni. Sam miałem taką sytuację, że napisałem o jednej sprawie i popełniłem błąd. Inny członek grupy napisał do mnie prywatnie, poprawiając mój błąd i dodatkowo dzieląc się swoją wiedzą na ten temat. Jak wszędzie, ludzie są różni.
Co z gatekeepingiem [z ang. trzymanie bramki, tj. niedopuszczanie do środowiska nowych osób – przyp. A.K.]?
Wśród mikoli czegoś takiego nie ma. Przynajmniej w tych grupach, których jestem członkiem, akceptuje się nowicjuszy, którzy mogą wnieść jakieś nowe informacje, więc jest okej. Wydaje mi się, że zjawisko gatekeepingu bardziej widoczne jest w środowisku lotniczym w Polsce. Przyznam się, że sam jestem miłośnikiem lotnictwa.
Milot!
Bardziej ze względu na możliwość fotografowania samolotów i jakichś szybkich wypadów na lotnisko, żeby porobić zdjęcia, choćby w Wilnie.
Widziałem, że mikole organizują spotkania także na żywo.
Bardzo rzadko się to zdarza, może raz w roku. Spotkania dotyczą przeważnie organizacji kolejowych. Na przykład na Dolnym Śląsku działa Klub Sympatyków Kolei, który ma na to pieniądze, mają stary tabor kolejowy i organizują takie przejazdy po liniach, które nie są już czynne. Można tam spotkać osoby, które mają wielką wiedzę na temat kolei w tym regionie. To zachęca, żeby dołączyć do tego środowiska, do grona kolejowego lub mikolskiego.
„Traukiniautojai”, czyli litewscy mikole, mają takie organizacje?
Z tego, co wiem, są tylko grupy. Czy działa jakiś klub, np. gdzieś w okolicy dworca, i są prowadzone jakieś wycieczki – tego nie wiem. Jedynym takim miejscem jest np. Muzeum Kolejowe w Wilnie, które zostało zmodernizowane i teraz wygląda świetnie. Każdemu, kto przyjeżdża do Wilna, polecam odwiedzić nie tylko muzeum, ale przede wszystkim tabor kolejowy, który tam stoi. Można wejść do środka i zobaczyć, jak wygląda wagon sypialniany lub restauracyjny.
W takim razie byłoby interesującą inicjatywą, w ramach tego muzeum, zorganizować jakieś spotkanie integracyjne dla „traukiniautojasów”? Zobaczyć kto, z czym i gdzie?
Na pewno. Można wziąć przykład z muzeum kolejnictwa w Warszawie [obecnie nosi nazwę Stacja Muzeum – przyp. red.], gdzie często odbywają się prelekcje dotyczące taborów, podróży. Jak ktoś ma jakąś zajawkę, to z chęcią by przyszedł i zrobił taką prelekcję o podróżach koleją po Europie.
Skoro rozmawiamy mikolach, to rozmawiamy też o Tobie. Co robisz teraz w Polsce?
Studia skończyłem dwa lata temu, obecnie pracuję, ale nie ukrywam, że rozważam podjęcie studiów podyplomowych. Na razie konkretnych planów powrotu na Litwę nie mam, ale ogólny plan powrotu jest.
Po polsku mówisz świetnie. Rodzina, szkoła czy Polska przyuczyła?
Wynik zaangażowania rodziny, od dziadka do dziadka. Jestem wdzięczny rodzicom, że choć moi przodkowie urodzili się i zostali wychowani w bardzo trudnych dla polskości czasach, to udało się przekazać dzieciom polską kulturę. Byłoby to dla mnie największym wstydem, gdybym przestał rozmawiać po polsku, przeszedł np. na język rosyjski. Nigdy nie zapomnę swojej rodziny, dziadka, który był miejscowym poetą. To on odnalazł grób żołnierza AK Jana Piwnika „Ponurego”, pisał wiersze, a także opiekował się grobem Maryli Wereszczakówny.
W Polsce zauważają twój akcent?
Tak, bardzo często. Nie ukrywam, że w Polsce jest wielki problem ze znajomością historii – wciąż łatwo jest trafić na osobę, która nie ma zielonego pojęcia, czym są Kresy Wschodnie. Ktoś zapyta, dlaczego choć jestem z Litwy, to rozmawiam po polsku – według niego na pewno ktoś z mojej rodziny mieszkał kiedyś w Polsce i po prostu przyjechał na Litwę. Nie ma tej wiedzy, że Polacy mieszkają tam od zawsze, a nie jak np. Polacy w Stanach Zjednoczonych.
Litwini też często nie mają wiedzy, „skąd są” Polacy na Litwie. Osobiście słyszałem słowa oburzenia, że „po co wy ciągle do nas przyjeżdżacie, wracajcie do Polski”.
Niestety. Dobrze, że TVP Wilno robi na ten temat ciekawe materiały, oba narody mogą się o sobie więcej dowiedzieć. We współczesny, ciekawy i szybki sposób.
Czy jako Polak na Litwie udzielasz się w grupach litewskich mikoli?
Dosyć często tam piszę. Dostarczam innym informacji na temat nowych połączeń. Ogółem tam jest dużo informacji. Ostatnio dowiedzieliśmy się, że są plany, aby od przyszłego roku uruchomić drugie połączenie relacji Wilno–Warszawa. Nie ukrywam, że obecne połączenie ma kiepski czas wyjazdu. Pociąg wyjeżdża o godz. 12 z Wilna i w Krakowie jest dopiero o północy. A więc podróżujący, którzy chcą jechać gdzieś dalej, np. do Wiednia, Pragi, Monachium, nie mają szansy na przesiadkę i muszą po prostu nocować w Polsce, a dopiero kolejnego dnia jechać pociągiem gdzieś dalej w kierunku Europy Zachodniej.
Wnioskując z twojego nastroju podczas rozmowy [Seweryn w tym czasie się przesiadał – przyp. A.K.], podróż przebiega pomyślnie?
Tak, dokładnie. Nie ma żadnego opóźnienia. Warto też zwrócić uwagę, że polska kolej z roku na rok staje się coraz lepsza. Jak zaczynałem pracę w polskich kolejach, to pojawiały się informacje, że za chwilę na tory wjedzie pierwsza polska lokomotywa, która potrafi rozpędzić się do 200 km/h. Dzisiaj, np. na trasach z Krakowa do Trójmiasta czy z Trójmiasta do Wrocławia, ta lokomotywa jest powszechna. Wierzę więc, że polskie koleje się rozwijają i ma to też wpływ na koleje litewskie, ponieważ już teraz możemy spotkać składy polskiej produkcji, np. od Pesy, a od 2026 r. na Litwie będą kursować pociągi szwajcarskiej firmy Stadler, które powstają również w Polsce, w fabryce w Siedlcach.
Polska potęgą kolejową! I na tym korzysta też Litwa.
Gdy mówiliśmy o kolei czy gospodarce, to spoglądaliśmy na Niemcy, Austrię lub Szwajcarię. Jednak poziom polskiej kolei jest naprawdę wysoki. Tylko brakuje wagonów sypialnych, bo jednak podróż wagonem sypialnym, np. do Jeleniej Góry, Szklarskiej Poręby albo gdzieś poza granice Polski, jest takim „romansem kolejowym”. Czekam z wielką niecierpliwością, aż kiedyś będę mógł sobie wsiąść wieczorem w Warszawie do pociągu, wyruszyć o godz. 20 i z rana wysiąść w Wilnie, i pójść np. na kawę.
Pojawiały się ostatnio informacje, że niemieckie koleje, Deutsche Bahn, są na tyle niewydolne, iż Amerykanie zdecydowali się transportować uzbrojenie na Ukrainę innymi trasami, często droższymi, ale bardziej pewnymi. To pokazuje strategiczną rolę kolei towarowych. Jaka jest ich sytuacja na Litwie? Czy w razie zagrożenia nie okaże się, że nie jesteśmy w stanie przewieźć… czegokolwiek?
To idzie w lepszą stronę, bo do kolei litewskich LTG Cargo dotarły pierwsze nowe wagony towarowe produkcji ukraińskiej. A dwa tygodnie temu koleje litewskie podpisały umowę ze szwajcarskim producentem Stadler na zakup 17 nowych lokomotyw elektrycznych z maksymalną prędkością 120 km/h. W związku z tym, że trwa elektryfikacja linii kolejowej Wilno–Kłajpeda, niebawem pomkną nią nowe pociągi pasażerskie, a także nowe pociągi towarowe.
Czytaj więcej: Pociąg znów łączy Wilno i Rygę
Mikol, czyli miłośnik kolei. W Polsce środowisko to potrafi wchodzić w ostrą debatę z przewoźnikami i decydentami, wpływając znacząco na jakość usług. Są to często osoby niezwiązane z koleją zawodowo. Mają własny wewnętrzny żargon, np. „kierpoć” (kierownik pociągu), „sokiści” (Straż Ochrony Kolei, uzbrojona formacja działająca w RP). Na Litwie środowisko to nie jest jeszcze szerzej rozwinięte ze względu na mniejszą popularność kolei.
Wywiad opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 1 (2) 04-10/01/2025