To dziwna sytuacja, oświadczyła minister ochrony kraju Dovilė Šakalienė, że jej rodzima partia ma swoje konto na chińskiej platformie internetowej TikTok, ponieważ jest to sieć rozpowszechniająca propagandę i fake newsy. „Sądzę, że to nie jest dobra platforma dla żadnej działalności, ponieważ nie ma nic wspólnego z wolnością informacyjną. Dezinformacja nie jest częścią wolności słowa. Oceniam to negatywnie, ale polityczna partia nie jest publiczną instytucją” — tłumaczyła polityk.
Biuro prasowe socjaldemokratów, w odpowiedzi na pytanie BNS, napisało, że na Litwie z sieci TikTok korzysta 54 proc. użytkowników internetowych. „Dlatego czymś naturalnym jest, że partie, politycy, media oraz inne organizacje korzystają z sieci społecznościowych, aby dotrzeć do jak największej publiczności” — czytamy w oświadczeniu.
Internet to przestrzeń, której nie da się ignorować
Ekspert ds. zagrożeń hybrydowych, propagandy i dezinformacji oraz wykładowca Uniwersytetu Wileńskiego, Wiktor Denisenko, twierdzi, że sieci społecznościowe stały się integralną częścią dużej liczby osób, której nie da się ignorować.
— Na pewno nie wszyscy ludzie korzystają z mediów społecznościowych. Na pewno korzysta z nich młodzież oraz aktywna część użytkowników internetowych. Praktycznie każdy przedstawiciel tych grup ma swoje konto w jednym z mediów internetowych. Plusem sieci społecznościowych jest ich swoista atrakcyjność, ponieważ spora część naszej aktywności społecznej przebiega właśnie tam. Tam człowiek może dzielić się informacją i być chwalony za swoje działania, refleksje, przemyślenia — komentuje dla „Kuriera Wileńskiego” Denisenko.
O problemach powiązanych z sieciami społecznościowymi mówi się od pewnego czasu. „Odporne i krytyczne społeczeństwo jest tym, czego potrzebujemy do walki z dezinformacją. Jest to ważny aspekt naszej strategii i do tego musimy wspierać wolne i niezależne media, sprawdzanie faktów i badaczy” — mówiła jeszcze w 2020 r. wiceprzewodnicząca Komisji Europejskiej ds. wartości i przejrzystości, Věra Jourová.
Ameryka i Chiny
Kwestia mediów społecznościowych jest też rozpatrywana w wewnętrznej polityce Stanów Zjednoczonych na najwyższym szczeblu. Wiosną 2024 r. kongres USA przyjął ustawę, która nakazywała właścicielowi TikToka, korporacji ByteDance, pozbycie się chińskiej kontroli. Akt prawny był odpowiedzią na doniesienia amerykańskich służb specjalnych, że chińska sieć społecznościowa jest używana przez władze Chin do inwigilacji, szantażu obywateli USA oraz zbierania nielegalnej informacji. Sąd Najwyższy odrzucił pozew chińskiego giganta. „Kongres uznał jednak, że jego sprzedaż jest konieczna, by rozwiać uzasadnione obawy dotyczące bezpieczeństwa narodowego, związane z gromadzeniem danych przez aplikację oraz relacji z zagranicznym przeciwnikiem” — podano w orzeczeniu. Wejście ustawy 19 stycznia spowodowało, że TikTok na kilkadziesiąt godzin wstrzymał swe usługi dla rynku amerykańskiego. Później nastąpiło wznowienie działalności platformy, co niektórzy eksperci odebrali jako próbę zbliżenia się wielkich korporacji z nowym prezydentem.
Kwestia kluczowa
Denisenko sądzi, że problem z kontrolą sieci społecznościowych jest kwestią kluczową.
— To jest fakt, że ten sektor jest zbyt słabo kontrolowany. Są pewne formy kontroli, które zazwyczaj są wprowadzane przez same platformy. Tym niemniej, bardzo często wprowadzane prawidła są nieprzejrzyste. Sami moderatorzy często są nieobiektywni lub jawnie popierają jedną ze stron sporu w konfliktach globalnych. Jak na przykład wojnę Rosji w Ukrainie lub wojnę Izraela z Hamasem. To wywołuje wiele pytań. Trzeba pamiętać, że sieci społecznościowe funkcjonują w internecie, gdzie z zasady brakuje precyzyjnie określonych granic państwowych. Przykładowo, jeśli informacja rozpowszechnia się w języku litewskim, to absolutnie nie oznacza, że rozpowszechnia się z terytorium Litwy. Bardzo często serwer znajduje się w Indonezji lub innym państwie. Poza tym człowiek rozpowszechniający informację lub dezinformację fizycznie może znajdować się w dowolnym miejscu na świecie. To oznacza, że nie podlega ustawodawstwu Litwy lub litewskie wymogi prawne są bardzo trudne do wyegzekwowania. Oczywiście, można próbować blokować określone strony, można ograniczyć dostęp do tych źródeł. Niestety, człowiek nawet z bardzo podstawową wiedzą internetową może obejść wszelkie zakazy — ilustruje sytuację ekspert z Uniwersytetu Wileńskiego.

| Fot. Edgaras Kurauskas, Uniwersytet Wileński
Rola korporacji
Rozmówca dodaje, że kolejny problem jest powiązany z właścicielami platform.
— Zazwyczaj to są duże korporacje. Siedziby tych korporacji mogą znajdować się w Chinach i podlegają wewnętrznym prawom tego kraju. Albo to są duże transatlantyckie korporacje, których biura znajdują się w różnych krajach. Są opnie, że takie korporacje są nawet bardziej wpływowe niż państwa. Dokąd to wszystko prowadzi? Ważną sprawą jest anulowanie wyborów prezydenckich przez Sąd Konstytucyjny Rumunii pod koniec ubiegłego roku. Praktycznie było uznane, że aktywna kampania w TikToku, za którą najprędzej stała Rosja, miała wpływ na wynik wyborów. Widzimy, że nie tylko mówimy o bezpieczeństwie, ale również o konkretnych działaniach mających na celu ich wstrzymanie. Sądzę, że takich przypadków będzie więcej. Nie będzie tak, że państwa będą biernie temu się przyglądały, tylko zaczną szukać środków do rozwiązania problemu. Na ile te środki będą efektywne, trudno prognozować — podkreśla Denisenko.
Kto wygra?
Na początku 2021 r. doszło do ostrego spięcia pomiędzy Facebookiem a rządem australijskim. Rząd Australii próbował unormować redystrybucję dochodów pomiędzy sieciami społecznościowymi a mediami. Kryzys trwał przez tydzień i ostatecznie zakończył się umową z rządem. Powstaje jednak pytanie, kto w ostatecznym starciu zwycięży, korporacje czy państwa narodowe?
— Bardzo interesujące pytanie, na które nie ma, niestety, jasnej odpowiedzi. Z jednej strony, faktycznie państwo nadal posiada takie tradycyjne instytucje kontroli, jak wojsko, tworzenie prawa. Z drugiej, są korporacje, które przy pomocy sieci społecznościowych są w stanie wpłynąć na tworzenie odpowiednich wartości, poprzez które mają wpływ na sytuację w konkretnym państwie. Więc w tym momencie trudno odpowiedzieć, kto jest bardziej silny. Praktycznie mamy do czynienia z paradoksalną sytuacją, kiedy państwa nie są już jedynym centrum siły, jak wcześniej. W pewnych sytuacjach państwo jest silniejsze, w innych korporacja. Tak żyjemy w wielobiegunowym świecie. Tylko to nie jest ten wielobiegunowy świat, o którym marzy Rosja — konkluduje Wiktor Denisenko.
Czytaj więcej: Diabelski tandem: AI i social media