Władimir Putin, oskarżając Polskę o de facto rozpoczęcie II wojny światowej, próbuje w ten sposób wzmocnić swój reżim, który ostatnio traci poparcie wewnątrz kraju. Zapytani przez „Kurier Wileński” eksperci radzą, by Litwa była merytorycznie przygotowana na tego typu ataki, ale nie powinna zbytnio wchodzić w dyskusję z rosyjską propagandą. Kremlowi właśnie chodzi o to, aby poprzez tego typu dyskusje „siać zamęt” w społeczeństwach zachodnich.
Pod koniec 2019 r. Władimir Putin kilkakrotnie, na różnych płaszczyznach, publicznie oskarżył Polskę o przyczynienie się do wybuchu II wojny światowej. Prezydent Rosji zarzucił ówczesnym władzom Polski antysemityzm i że wspólnie z Hitlerem próbowały pozbyć się Żydów z Europy. Słowa Putina potępiło polskie MSZ oraz osobiście premier Mateusz Morawiecki.
„Prezydent Putin wielokrotnie kłamał na temat Polski. Zawsze robił to w pełni świadomie. Zwykle dzieje się to w sytuacji, gdy władza w Moskwie czuje międzynarodową presję związaną ze swoimi działaniami. I to presję nie na historycznej, a na jak najbardziej współczesnej scenie geopolitycznej” – oświadczył szef polskiego rządu.
Słowa Putina spotkały się również z ostrą reakcją środowisk żydowskich.
„Niewiarygodne. Rewizjonizm historyczny na sterydach. Nazistowskie Niemcy, a nie Polska, są odpowiedzialne za II wojnę światową! Pakt Stalina z Hitlerem z 1939 r. pogorszył jeszcze sytuację, która już była okropna. Sowieckie rządy w Europie Wschodniej po II wojnie światowej przedłużyły erę ucisku” – napisał pod koniec ubiegłego roku na Twitterze szef Komitetu Żydów Amerykańskich David Harris.
CZYTAJ WIĘCEJ: Rosyjskie ataki na polską historię
Słowa na rynek wewnętrzny
Analityk Wileńskiego Instytutu Analizy Politycznej, Marius Laurinavičius, jest przekonany, że słowa Putina są próbą ratowania reżimu.
– Sądzę, że wypowiedź Putina jest skierowana na rynek wewnętrzny. Oczywiście częściowo jest skierowana do Wspólnoty Niepodległych Państw oraz Zachodu, jednak podstawowym odbiorcą jest oczywiście obywatel rosyjski. To była w pewnym sensie reakcja na rezolucję Parlamentu Europejskiego potępiająca pakt Ribbentrop-Mołotow, ponieważ ta rezolucja uderza w sam fundament teraźniejszego reżimu rosyjskiego. Narracja kremlowska polega na tym, że Rosja, jako spadkobierca ZSRS, podczas II wojny światowej uratowała świat przed faszystowską zagładą. Natomiast rezolucja pokazuje, że to właśnie Hitler wraz ze Stalinem rozpoczęli II wojną światową. To ma wpływ nie tylko na opinię publiczną na Zachodzie, ale również wewnątrz kraju. I to może być groźne dla reżimu. Dlaczego wybrano Polskę? Ponieważ od ataku na Polskę, w którym uczestniczył również ZSRS, rozpoczęła się II wojna światowa. Dlatego władze Rosji muszą zrobić wszystko, aby udowodnić swym obywatelom, że Polska jest zła i pierwsza zaczęła „przyjaźnić się” z Hitlerem – powiedział w rozmowie z „Kurierem Wileńskim” Laurinavičius.
Pod koniec września 2019 r. Parlament Europejski przegłosował rezolucję, która potępia pakt Ribbentrop-Mołotow i przypomina osoby, które przeciwstawiały się totalitaryzmowi komunistycznemu i nazistowskiemu. Rezolucja powstała z inicjatywy europosłów litewskich i była niejednokrotnie krytykowana przez Kreml.
Walka o narrację historyczną i elektorat
Wiktor Denisenko, ekspert do spraw obronności z Uniwersytetu Wileńskiego, sądzi, że Rosja próbuje narzucić własną narrację historyczną.
– To jest po prostu kolejny etap walki o historię. Kreml chce ugruntować jedyną słuszną, jego zdaniem, wersję historii. Ta wersja w dużym stopniu jest oparta na narracji historycznej ZSRS, ale pod wielu względami idzie nawet dalej. Bo nie pamiętam, żeby ktoś w ZSRS po zakończeniu wojny oskarżał Polskę o to, że sama rozpoczęła II wojnę światową. Oczywiście taka narracja panowała w 1939 roku, kiedy Związek Radziecki 17 września zaatakował Polskę. Jednak później czegoś takiego nie było. Sądzę, że w pierwszej kolejności to jest skierowane do współobywateli, ponieważ nie sądzę, że ktoś na Zachodzie uwierzy w to, że Polska rozpoczęła II wojnę światową – powiedział „Kurierowi Wileńskiemu” ekspert.
Niewykluczone też, że takimi wypowiedziami Putin próbuje zwiększyć własną popularność wewnątrz Rosji. Ostatnio jego popularność mocno spadła. Z oficjalnych badań opinii publicznej wynika, że tylko 43 proc. obywateli Rosji popiera teraźniejszego prezydenta. To jest najniższy wskaźnik wciągu ostatnich 18 lat. Poza tym 38 proc. Rosjan nie chce, aby Putin został na kolejną kadencję. Obecna kadencja prezydenta Rosji skończy się w 2024 r.
– Dlaczego właśnie teraz? Sądzę, że możemy podać kilka wersji. Całkiem możliwe, że w ten sposób Putin po prostu chce zmobilizować własny elektorat. Inna sprawa jest taka, że w ten sposób Rosja po prostu chce odwrócić uwagę. Rosji ciągle przypominają, że w 1939 r. razem z Hitlerem rozpoczęła II wojnę światową. Dlatego władze na Kremlu na różne sposoby próbują zrzucić winę na inne kraje – wytłumaczył przyczyny takiego zachowania Denisenko.
Sygnał z Kremla
Zdaniem zapytanych ekspertów, reakcja Litwy na tego typu wypowiedzi idące z Kremla ma być adekwatna i nasz kraj nie powinien zbytnio angażować w dyskusję z rosyjską propagandą.
– Oczywiście musimy wspierać naszych sojuszników. Jednak moim zdaniem, jeśli to nas nie dotyczy bezpośrednio, to nie musimy reagować na rosyjską dezinformację. Im właśnie na tym zależy, abyśmy zaczęli o tym dyskutować. Nie musimy dyskutować o rzeczach oczywistych. My wiemy, kto rozpoczął II wojnę światową i wiemy, na czym polegał pakt Ribbentrop-Mołotow – oświadczył naszemu dziennikowi Marius Laurinavičius.
Tymczasem Wiktor Denisenko sądzi, że Litwa niejednokrotnie była celem rosyjskich ataków propagandowych i dlatego musi być cały czas przygotowana na ich odparcie.
– To jest sygnał, że władze na Kremlu próbują narzucić własną narrację historyczną. To oznacza, że będą próbowali wykorzystać to również w naszym polu informacyjnym. Zresztą już byliśmy tego świadkami niejednokrotnie. Co powinna zrobić Litwa w tej sytuacji? Po prostu musi być przygotowana na tego typu ataki i ma być merytorycznie przygotowana do ich odparcia – podkreślił ekspert od spraw obronności.