Więcej

    Białorusini nie akceptują już Łukaszenki. Boją się tylko jego służb

    Ogłoszenie mobilizacji w Rosji wywołało panikę w rosyjskim społeczeństwie. Tymczasem dyktator Białorusi Aleksander Łukaszenka oświadczył, że w jego kraju żadnej mobilizacji nie będzie. Jego wypowiedź nie była jednak do końca precyzyjna.

    Czytaj również...

    21 września Kreml ogłosił częściową mobilizację. Oficjalnie do wojska ma być powołanych nawet 300 tys. rezerwistów. W przypadku szeregowych granica wiekowa stanowi 35 lat, w przypadku oficerów – 45.

    Decyzja władz Rosji wywołała panikę w rosyjskim społeczeństwie. Rosjanie zaczęli masowo uciekać za granicę. W pierwszej kolejności skierowali się do takich krajów, jak: Gruzja, Armenia, Kazachstan i Mongolia. Palone są komisariaty wojskowe, wybuchają protesty. W Dagestanie doszło do regularnych bijatyk z policją.

    Wojna a Białoruś

    Białoruś oficjalnie nie jest stroną rosyjsko-ukraińskiego konfliktu. Chociaż na początku pełnowymiarowej wojny Rosji z Ukrainą to właśnie z terytorium tego kraju rosyjskie jednostki wojskowe szły na Kijów. Odbywały się też ostrzały rakietowe terytorium Ukrainy.

    Aleksander Łukaszenka w rozmowie z proreżimowymi dziennikarzami zapewnił, że żadnej mobilizacji w jego kraju nie będzie, dodając, że białoruskie siły specjalne i wojskowe wykonują odpowiednie ćwiczenia. „Równolegle, mówiąc ogólnie, ogłaszamy mobilizację na pewnych skrawkach ziemi. To znaczy, wywołujemy tych, którzy są w rejestrach rezerwistów. Oni stają tam, gdzie muszą stać. (…) Już teraz muszą wiedzieć, czego muszą bronić. To są mosty, systemy energetyczne, zakłady” – mówił przed kilkunastoma dniami na spotkaniu z dziennikarzami białoruski dyktator.

    Rosja od samego początku próbuje wepchnąć Białoruś w oficjalną wojnę z Ukrainą. „Ukraińska Prawda”, powołując się na portal Sprotyw, stworzony przez Siły Operacji Specjalnych ukraińskiej armii, podała, że „rosyjscy najemnicy na Białorusi mogą planować prowokacje przy granicy z Ukrainą”. Do prowokacji może dojść w rejonie Pińska, Kobrynia i Iwanowa w obwodzie brzeskim. Dziennik zauważa, że taka dywersja byłaby na rękę Moskwie „która chce wciągnąć do wojny dodatkowe siły, w szczególności Białoruś”.

    W artykule podano też, że 20 września, czyli dzień przed oficjalnym ogłoszeniem mobilizacji, do stolicy Białorusi przybyło 130 rosyjskich najemników z bronią i amunicją. Najemnicy zostali rozmieszczeni w kompleksie firmy ochroniarskiej Grandserwis, dotarło tam też kilkaset ukraińskich mundurów wojskowych. Sprotyw prawdopodobnie otrzymał tę informację od konspiracji działającej na Białorusi.

    Czytaj więcej: „Trzydniowa wojna” doczekała się mobilizacji

    Białoruskie wojsko nie ma doświadczenia

    Agnieszka Romaszewska-Guzy, dyrektor Biełsatu, stacji telewizyjnej nadającej w językach białoruskim i rosyjskim, finansowanej m.in. przez polski rząd, nie wierzy w mobilizację z kilku przyczyn.

    – Myślę, że Łukaszenka będzie robił wszystko, aby to się nie stało, bo nadal dba o stabilność swojej władzy. Nie ma zbyt dużo własnego wojska i nie jest to wojsko dobrze wyszkolone. To nie jest wojsko, które brało udział w realnych wojnach, jak armia rosyjska. Rosjanie mieli Syrię czy chociażby przerażającą kampanię w Czeczenii. Wojsko białoruskie jest „nieostrzelane”. Brakuje mu doświadczenia. Wprowadzenie go do walki z bardzo doświadczonym przeciwnikiem, oznaczałoby więc ogromne straty – tłumaczy w rozmowie z „Kurierem Wileńskim” dziennikarka.

    Jej zdaniem taka decyzja nie spotka się z aprobatą nawet wśród zwolenników Łukaszenki. – Białorusini często zwolenników Łukaszenki nazywają jabaćka. Żaden jabaćka nie chce, aby go zabili i jego ciało na zawsze zostało w Ukrainie. Sądzę, że Łukaszenka bardzo obawia się mobilizacji i wprowadzenia wojska do Ukrainy. To byłaby ostatnia rzecz, którą chciałby zrobić – zaznacza nasza rozmówczyni.

    Zdaniem szefowej Bełsatu mobilizacja byłaby końcem rządów Łukaszenki. – Białoruś to nie Rosja. Po pierwsze, nie ma szerokich zasobów ludzkich. Nie da się nikogo ściągnąć z Buriacji. Jest to kraj stosunkowo nieduży, 9–10 mln mieszkańców. Wiadomości rozejdą się bardzo szybko. Nie ma szans, aby cokolwiek ukryć. Nie ma tam, przy całym tym białoruskim „pogodzeniu się z losem”, takiego rosyjskiego przekonania: u nas ludej mnoga, a baby nowych dzieciej narażajut [ludzi mamy dużo, a kobiety nowe dzieci urodzą – przyp. red.]. Tego nie ma. To byłaby deska do trumny Łukaszenki. On to wie. Czy jednak ostatecznie Putin go do tego zmusi, nie ma pojęcia – mówi Romaszewska.

    Czytaj więcej: Z Litwy na Białoruś, z Białorusi na Litwę

    Flirt z Zachodem

    Rządzącemu na Białorusi nieprzerwanie od 1994 r. Łukaszence przez wiele lat udawało się grać na dwa fronty. Z jednej strony tworzył wizerunek „wiernego sojusznika” Rosji, w zamian otrzymując tani gaz i ropę, która była podstawą wewnętrznej stabilności. Z drugiej – od czasu od czasu, kiedy zależność od Rosji zagrażała jego pozycji, kokietował Zachód, w zamian za zniesienie lub złagodzenie sankcji.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Politolog Mariusz Antonowicz z Instytutu Stosunków Międzynarodowych i Nauk Politycznych Uniwersytetu Wileńskiego nie sądzi, że ten manewr może się udać ponownie. – Zachód stawia bardzo ostre warunki. Muszą być nie tylko zwolnieni więźniowie polityczni, ale muszą odbyć się też wolne i niezależne wybory. Wolne i niezależne wybory oznaczają koniec władzy Łukaszenki – podkreśla w rozmowie z „Kurierem Wileńskim” naukowiec.

    W „zmianę stron” nie wierzy też Romaszewska-Guzy. Zresztą fakty świadczą o eskalacji konfliktu z Zachodem. Przed kilkoma tygodniami np. cofnięto akredytację dyplomatyczną dla przedstawiciela UE w Mińsku Dirka Schuebla.

    – Z polskiego punktu widzenia w ogóle nie ma o czym mówić, bo tam jest prowadzona kampania antypolska. To, co słyszą teraz Polacy, nie słyszeli chyba od czasów stalinowskich. Praktycznie zostały zlikwidowane wszystkie polskie szkoły, de facto zmienione w rosyjskie. Zdanie Polski w sprawie Białorusi jest znaczące. Myślę, że reszta Zachodu zda sobie w końcu sprawę, że Łukaszenka nie ma osobnej pozycji od Putina. Łukaszenka jest przedłużeniem Putina usiłującym czasami zadbać o własne interesy. W tej chwili już nie ma nawet pola do manewru. Nawet gdyby chciał, to już nie może tego zrobić. Sam odciął wszystkie możliwe nitki, jeśli chodzi o Zachód. Z jednej strony jest prowadzona kampania antypolska, z drugiej – został wydalony ambasador Unii Europejskiej – tłumaczy szefowa Biełsatu.

    Władze Białorusi od lat zwalczają Związek Polaków na Białorusi. W marcu 2021 r. została aresztowana prezes ZPB Andżelika Borys. Po roku została zwolniona z więzienia, ale nadal pozostaje w areszcie domowym. 24 września Łukaszenka poinformował, że w sprawie Borys decyzję podjął osobiście po tym, gdy jej matka poprosiła go o to pisemnie. W areszcie pozostaje jednak nadal Andrzej Poczobut, dziennikarz i wiceprezes ZPB.

    Niezadowolenie z dyktatora

    Romaszewska-Guzy jest przekonana, że społeczeństwo białoruskie coraz bardziej odwraca się od swego przywódcy i tego Zachód nie może ignorować. – Łukaszenka jest coraz bardziej nielubiany przez własne społeczeństwo. Był taki mit, że Łukaszenka to dobry baćka [po białorusku – ojciec – przyp. red.]. Bardzo nie lubię tego określenia, bo żaden z niego ojciec, tylko watażka i bardzo zły przywódca. Białorusini go po prostu nie akceptują. To nie dotyczy tylko elit z Mińska czy opozycji, ale znaczącej większości. Oczywiście, jest jakaś mniejszość, która nie ma zdania. Zawsze jest jakieś bagno. Jest też pewna mniejszość związana z pewnymi strukturami urzędniczymi i siłowymi, która go popiera. Bo czerpią od niego pieniądze. Sądzę, że 60–70 proc. Białorusinów marzy o tym, żeby wreszcie poszedł i przestał zamrażać ten kraj. Teraz wygląda to tak, jakby na kraj nasunął się lodowiec. Żaden rozwój nie jest możliwy – komentuje dziennikarka.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Podobnego zdania jest politolog z Uniwersytetu Wileńskiego. – Ważnym czynnikiem jest wojna Rosji w Ukrainie. Im Rosja staje się bardziej osłabiona, tym mniej może wspierać Łukaszenkę. Im bardziej rosyjska pomoc słabnie, tym bardziej słabnie reżim na Białorusi. Dyplomatyczny zwrot Łukaszenki na Zachód, który można było obserwować po 2006 lub 2014 r., jest mało realny – kwituje Mariusz Antonowicz.

    Czytaj więcej: Litwa czeka na kolejną falę uchodźców z Ukrainy


    Artukuł opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 40 (117) 08-14/10/2022

    Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Afisze

    Więcej od autora

    Zamach pod Moskwą: ISIS przyznaje się do winy, Kreml szuka „śladu ukraińskiego”

    Do ataku doszło w miniony piątek w sali koncertowej „Crocus City Hall”, która znajduje się w Krasnogorsku pod Moskwą. Do widzów, którzy przyszli na koncert zespołu rockowego „Piknik”, otworzono ogień. Odpowiedzialność za atak terrorystyczny wzięło na siebie Państwo Islamskie...

    Nie siać paniki

    Co zrobi Litwa, jeśli jutro zostanie zaatakowana? Czy nasz kraj jest przygotowany na zewnętrzną inwazję? Czy sojusznicy będą nas bronili? Te i inne pytania coraz częściej można usłyszeć w przestrzeni publicznej. O możliwej wojnie wypowiadają się politycy i eksperci....

    Troszczmy się o własne bezpieczeństwo cybernetyczne 

    Wojna w Ukrainie naocznie dowiodła, że wojna z udziałem czołgów, artylerii i piechoty nie zakończyła żywota w podręcznikach historii. Nawet w samej Europie, gdzie wielu myślało, że ten etap mamy za sobą. Niemniej od wielu lat toczy się też...

    Wybory do Parlamentu Europejskiego: ilu obywateli ruszy do urn?

    Główna Komisja Wyborcza (lit. Vyriausioji rinkimų komisija, VRK) sądzi, że frekwencja na tegorocznych wyborach do Parlamentu Europejskiego będzie większa, niż przed 15 laty. „Sądzę, że teraz Parlament Europejski jest bliżej wyborcy niż to było w 2009 r.” — oświadczyła...