Więcej

    Pocztowa opowieść na 84. rocznicę wybuchu II wojny światowej

    „Długo uważano, że poza żoną dozorcy nikt z obrońców Poczty Polskiej w Gdańsku w 1939 r. nie przeżył wojny. Dopiero w latach 60. ub.w. specjalna komisja potwierdziła, że czterem z nich udało się wydostać z placówki po kapitulacji” – mówi Marek Adamkowicz, kierownik Muzeum Poczty Polskiej w Gdańsku.

    Czytaj również...

    Siedząc przed budynkiem Poczty Polskiej w Gdańsku, trudno nie popaść w zadumę. Pytania same cisną się do głowy: Co czuli? Czy się bali? Czego się spodziewali? Czy wierzyli, że mogą wygrać?

    Taki sam upalny sierpień jak wtedy, w 1939 r. Wszystko wygląda też prawie tak samo. 

    – Bryła zewnętrzna zasadniczo odbudowana jest tak jak przed wojną, ale zabudowa tej części miasta była 84 lata temu znacznie gęstsza niż obecnie, co rzutowało na przebieg walk. Teren dziedzińca jest zmieniony, nie ma garaży i ogrodzenia, które wtedy się tu znajdowały – tłumaczy Marek Adamkowicz. 

    Rozmawiamy w jego gabinecie, przy otwartym, zakratowanym pocztowym oknie. – Podchodzą pod te nasze okna różni przewodnicy, którzy oprowadzają wycieczki po placu. Co osoba, to narracja. Zrąb wprawdzie wspólny, ale jeśli idzie o detale, to ilość nieporozumień, przekręceń, nieprawd jest doprawdy ogromna. Każdy coś dodaje od siebie – mówi Adamkowicz. 

    A my chcemy się dowiedzieć, jak było naprawdę.

    PŁYTĘ UPAMIĘTNIAJĄCĄ OBROŃCÓW położono przed wejściem głównym już w 1946 r.
    | Fot. Jarosław Tomczyk

    Opór nieoczekiwany

    – Pierwszy atak na Pocztę Polską rozpoczął się mniej więcej równo z atakiem na Westerplatte, o godz. 4.48 – mówi Adamkowicz. – Na ten sygnał Niemcy przystąpili do szturmu, który został odparty. Nastąpiła pauza, którą Niemcy wykorzystali na sprowadzenie lekkiej artylerii, czyli dwóch dział polowych. Pojawiły się też samochody pancerne z obsługą byłych policjantów austriackich. Te ataki się nie powiodły, walka się przedłużała. Przełamania nie przyniosło też wprowadzenie przez Niemców do ataku haubicy 105 mm, która ostrzeliwała budynek z większego dystansu. Stało się konieczne ewakuowanie ludności zamieszkującej okolice poczty.

    Źródła mówiące o samym przebiegu obrony poczty są skąpe. Wiadomo, że gdańska policja i SS zaatakowały ją zgodnie z przygotowanym wcześniej planem. Znane są jego założenia, wiadomo jednak, że musiał być modyfikowany, bo opór obrońców przekroczył oczekiwania atakujących. Ze strony polskiej dysponujemy relacjami pięciu osób, które przeżyły atak i złożyły relacje po wojnie, ale one też się w pewnych detalach różnią. Pewne jest, że załamanie i decyzja o kapitulacji nastąpiła po ostatnim ataku opartym na podpaleniu budynku. Niemcy zdecydowali się na wpompowanie do piwnic budynku łatwopalnej cieczy, zapewne benzolu. Mogli to zrobić, bo przed budynkiem był mur, do którego mogli podejść odpowiednio blisko. Siła pożaru była tak duża, że zdecydowano się zaprzestać walki.

    – W tym momencie budynek był już mocno zniszczony wewnątrz – wyjaśnia kierownik muzeum. – Część ciągów pieszych było zerwanych, gdzieniegdzie były też zerwane schody. Trzeba pamiętać, że budynek miał w owym czasie najprawdopodobniej konstrukcję drewnianą, stropy się zawaliły, co utrudniało poruszanie się. Nie było czym gasić rozległego pożaru. Co ważne, nie było też nadziei na pomoc Wojska Polskiego, które według wcześniejszych planów miało wkroczyć do Gdańska w razie niemieckiego ataku na polskie budynki. Zapadła decyzja o wyjściu do Niemców.

    Szacuje się, że obrona poczty trwała ok. 14 godzin. Wynika to z relacji i zdjęć z kapitulacji, na których jest jeszcze względnie jasno. Obrońcy postawili opór większy, niż od nich oczekiwano. Zakładano, że wytrwają w granicach sześciu godzin i nie dadzą się wziąć przez zaskoczenie. 

    OBOK GMACHU POCZTY POLSKIEJ W GDAŃSKU znajduje się pomnik jej obrońców
    | Fot. Jarosław Tomczyk

    Sześćdziesięciu wspaniałych

    Pytamy naszego przewodnika, jak to się w ogóle stało, że właśnie poczta stała się obiektem ataku i skąd wzięły się siły przygotowane do jej obrony. 

    – Po zajęciu przez Niemców Kłajpedy stało się jasne, że dalsza ich ekspansja pójdzie w kierunku Gdańska. Od wiosny 1939 r. podjęto więc działania mające wzmocnić polskie struktury samoobrony na terenie Wolnego Miasta, czego konsekwencją stała się później obrona poczty. To była centrala łączności z Rzecząpospolitą, mózg polskiego Gdańska, polskie okno na świat. Już wiosną wprowadzono na poczcie stan czuwania i od tej pory pełniono też wzmocnioną służbę nocną. Spodziewano się jakiegoś ataku, napadu, prowokacji. Budynek miał znaczenie, gdyby doszło do puczu w samym Gdańsku, w perspektywie krótkoterminowej. Gdy doszło do wojny na pełną skalę, zrezygnowano z planu odsieczy. Wysyłanie wojska do Gdańska, które zostałoby odcięte w tzw. korytarzu pomorskim, straciło sens – interpretuje fakty rozmówca.

    Nie ma jasności co do uzbrojenia obrońców. Jest niemiecki raport mówiący o tym, jaką broń znaleziono na terenie poczty, ale gdy porówna się go z przedwojennymi danymi polskiego wywiadu, dotyczącymi przerzutów broni do Gdańska, czy relacjami tych, którzy przeżyli, pojawiają się rozbieżności. 

    – Co do liczby obrońców też mam wątpliwości, bo w ostatnich dniach sierpnia w urzędzie była spora rotacja, ktoś wchodził, ktoś wychodził, nie do końca wiadomo, jakie miał zadania – mówi Adamkowicz. – Pewne jest za to, że oprócz obrońców część członków samoobrony funkcjonowała na zewnątrz, w otoczeniu poczty. Niemcy ich potem wyłapywali. Szacujemy, że było niespełna 60 obrońców, wśród nich jedna kobieta, żona dozorcy, i ich wychowanica, 10-letnia Erwinka Barzychowska. Reszta to mężczyźni, niemal wyłącznie pracownicy poczty, ale była też grupa, którą przysłano dla wzmocnienia składu tuż przed wybuchem wojny. Jest kwestią dyskusyjną, na ile poszczególni pocztowcy mieli wiedzę o tym, czego się spodziewać, jakie były ich zadania. Jest pewne, że w zasadzie do ostatniej chwili wszystko było trzymane w głębokiej tajemnicy. Nawet nie wszyscy członkowie zakonspirowanej grupy samoobrony mieli świadomość, co ma się wydarzyć. Rozkazy znało ścisłe kierownictwo z inżynierem Konradem Guderskim na czele, który został przysłany z Warszawy pod przykrywką inspektora pocztowego.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Zbrodniczy wyrok

    Ofiary śmiertelne bezpośrednio w trakcie walk to w sumie osiem osób, z czego dwie wciąż pozostają nierozpoznane. Jeden pocztowiec zginął, próbując ucieczki, a dwóch zamordowano w momencie kapitulacji. 

    – Pierwszym był prezes dyrekcji Okręgu Poczty i Telegrafów w Gdańsku, dr Jan Michoń, który jako najwyższy rangą urzędnik wyszedł z białym materiałem na znak poddania i został zastrzelony – kontynuuje Adamkowicz. – Za nim wyszedł następny najwyższy rangą urzędnik, Józef Wąsik, który był naczelnikiem urzędu, a został tu sprowadzony wiosną 1939 r. To był człowiek z doświadczeniem wojskowym od czasów Legionów, powstaniec śląski, wszechstronnie przeszkolony weteran. Padł obok dr. Michonia. Kilka lat temu jeden z trójmiejskich kolekcjonerów odnalazł album fotograficzny, na którym są zdjęcia obu mężczyzn. Wiemy, w którym miejscu zginęli, jak leżały zwłoki. Sześć kolejnych osób zmarło na skutek obrażeń, głównie poparzeń. Jako ostatnia, 20 października, zaledwie kilka dni po swoich urodzinach, zmarła owa 10-letnia Erwinka. Najliczniejsza grupa to 38 obrońców sądzonych przez niemiecki sąd polowy. Te „procesy” odbyły się w dwóch częściach. Pierwszą grupę sądzono 8 września, drugą 29 września. W tej grupie drugiej było 10 pocztowców, którzy wcześniej nie mogli stanąć przed sądem, gdyż ze względu na rany przebywali w szpitalu. 5 października w godzinach porannych wszystkich rozstrzelano w pobliżu ówczesnego lotniska we Wrzeszczu, gdzie znajdowała się policyjna strzelnica. Pochowano ich w nieoznaczonej mogile, która przez ponad 50 lat pozostawała nieodkryta. Do tego trzeba dodać radiotechnika Leona Fuza, który w nieznanych okolicznościach po wzięciu do niewoli nie znalazł się w grupie pocztowców, a trafił do obozu Stutthof, gdzie został rozpoznany i zamordowany w Lasach Piaśnickich, oraz Alfonsa Papkę, który mieszkał w służbowym mieszkaniu w budynku poczty. Ze względu na chorobę nie wziął udziału w walce – taki jest przekaz syna – ale został rozstrzelany 22 marca 1940 r. pod zarzutem posiadania broni.

    Przeżyło czterech obrońców, którym w zamieszaniu towarzyszącym kapitulacji udało się przedostać poza teren poczty. Ukryli się w opuszczonych mieszkaniach, z których Niemcy ewakuowali ludność w przerwie walk. Tam się przebrali i w ubraniach cywilnych „rozpłynęli” na mieście. Przeżyła też żona dozorcy Małgorzata Pipkowa, którą przez pewien czas przetrzymywano w areszcie. Miała obrażenia, ale przeżyła wojnę i jest jedną z osób, które opowiedziały tę historię. Co istotne, aż do lat 60. poddawano w wątpliwość, że przeżył ktokolwiek poza nią. Dopiero wtedy specjalna komisja potwierdziła, że te cztery osoby faktycznie brały udział w walce, wydostały się i są częścią załogi broniącej. 

    Na pewno były ofiary po niemieckiej stronie. Jak podaje dr Jan Daniluk, historyk zajmujący się obroną Poczty Polskiej, w jednej z relacji można znaleźć liczbę 35 zabitych i rannych napastników, ale nie wiadomo, czy są to pełne i wiarygodne dane. 

    EKSPOZYCJA MUZEUM POCZTY POLSKIEJ przedstawia historię jej obrony, ale też historię społeczności polskiej w Gdańsku międzywojennym
    | Fot. Jarosław Tomczyk

    Szkoła, muzeum, poczta

    Zniszczony budynek poczty odbudowano w latach 50. Powstała w nim szkoła. Zespół Szkół Łączności im. Obrońców Poczty Polskiej zajmuje 90 proc. powierzchni budynku. W 1979 r. w historycznym gmachu zorganizowano Muzeum Poczty i Telekomunikacji, a jednocześnie otwarto urząd pocztowy, który funkcjonuje do dzisiaj. Choć jest jednym z mniejszych w Gdańsku, zachował ze względów symbolicznych numer pierwszy. 

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    – Już w 1946 r. położono pierwszą płytę upamiętniająca obrońców poczty – mówi Marek Adamkowicz. – Muzeum zostało otwarte w ramach ogólnopolskich obchodów 40. rocznicy wybuchu II wojny światowej i wówczas koncentrowało się na pokazaniu obrony tej placówki. Z biegiem lat to się zmieniło, bo miały miejsce zdarzenia, które dopowiedziały historię obrony. W 1991 r. przypadkowo udało się natrafić na zbiorową mogiłę rozstrzelanych obrońców. Stało się to impulsem, by zadbać o godny pochówek. Rok wcześniej poświęcono też pomnik obrońców, czego nie zrobiono ze względów politycznych w roku 1979. To wszystko skłoniło do większej integracji rodziny pracowników poczty. W pierwszych powojennych latach poczta otoczyła opieką wdowy, starając się zapewnić im podstawy bytowe typu renty czy stypendia dla osieroconych dzieci. W roku 1990 drugie pokolenie stworzyło Koło Rodzin Pracowników Poczty Polskiej w Wolnym Mieście Gdańsku, które funkcjonuje do dzisiaj. Ci ludzie się spotykają, muzeum jest ich przystanią, a my, muzealnicy, jesteśmy z nimi w kontakcie. To wyróżnia nasze muzeum, bo przecież w większości wypadków muzea opowiadają tylko o rzeczach, brakuje tam ludzi. Są przedmioty, a nie ma żywej opowieści. A tu są ludzie, dla których wydarzenia sprzed ponad 80 lat są historią osobistą i dla których mimo upływu tylu lat nie jest to sprawa przeszła. Dlatego trzeba dużej delikatności w opowiadaniu tej historii. 

    Wśród najcenniejszych muzealnych eksponatów kierownik Adamkowicz wskazuje rzeczy wydobyte z grobu rozstrzelanych pocztowców. 

    – W momencie znalezienia szczątków przedmioty te pozwoliły na określenie, że mamy do czynienia z Polakami, choćby dzięki guzikom z polskim orłem – wyjaśnia. – Ich wydźwięk jest poruszający i emocjonalny. Oprócz elementów odzieży znaleziono rzeczy związane z pracą pocztowców. Jeżeli wiemy, że mimo kilkukrotnych rewizji ktoś zachował aż do śmierci woreczek z kluczami od kasy czy kraty pocztowej, to znaczy, że pełnił służbę do końca. Guzik mundurowy z orłem, ze śladem po kuli, jest czymś bardzo poruszającym. Posiadamy też zbiór dotyczący funkcjonowania Poczty Polskiej w Gdańsku, przy czym należy pamiętać, że tutejsza dyrekcja pocztowa była jedyną, jaka w okresie międzywojennym działała poza granicami Rzeczypospolitej! Mamy też interesujący i pokaźny zbiór dotyczący Polaków w Wolnym Mieście Gdańsku. O ile po utworzeniu muzeum koncentrowało się na pokazywaniu, jak wyglądała walka 1 września 1939 r., o tyle mniej więcej od dekady odchodzimy w myśleniu o tym miejscu od pokazywania historii jednego dnia w kierunku pokazywania historii całej społeczności polskiej, która działała w Gdańsku w okresie międzywojennym.

    PRZESTRZELONY GUZIK POCZTOWY jest jednym z najbardziej poruszających artefaktów na muzealnej ekspozycji
    | Fot. Jarosław Tomczyk

    Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 35 (101) 02-08/09/2023

    Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Afisze

    Więcej od autora

    Wspomnienie enigmatyczne

    45 lat temu, 13 lutego 1980 r., w swoim domu w Warszawie zmarł Marian Rejewski. Chorował na chorobę wieńcową, zawał serca nie dał mu szans. Został pochowany z honorami wojskowymi na warszawskich Powązkach. Wtedy już dość powszechnie wiedziano, kim...

    Można zobaczyć Biblię Gutenberga! Niezwykły pokaz w Warszawie

    Pokaz dwutomowej Biblii Gutenberga wymagał starannych przygotowań. Jej egzemplarze można eksponować nie dłużej niż 60 dni w roku, z niewielką ilością sztucznego światła i z dala od niebezpiecznego dla zabytków promieniowania słonecznego. Szczególnie wrażliwe na światło są strony bogate...

    Muzeum na pograniczu. Z wizytą w Sejnach

    Sejny, położone na Pojezierzu Wschodniosuwalskim, nad wpadającą do Czarnej Hańczy Marychą, to najmniejsze, niespełna pięciotysięczne miasto powiatowe w Polsce. Zamieszkuje w nim ośmioprocentowa mniejszość litewska. Z Wilna to raptem dwie i pół godziny jazdy samochodem, wszystkiego 175 km. Wydaje się,...

    Lewandowski po raz dwunasty! Wybrano najlepszych piłkarzy 2024 roku

    W poniedziałkowy wieczór 27 stycznia w warszawskim hotelu Hilton roiło się od znakomitości polskiego futbolu. Dawnych i obecnych piłkarzy, trenerów, sędziów, działaczy. Wszyscy zjechali na galę tygodnika „Piłka Nożna”, na której jak co roku honorowano najlepszych w polskim futbolu...