– Osobiście dla mnie Nowy Rok nie jest świętem. To zwykły dzień, tak jak każdy. W tym roku dzieci przywiozą prawnuków, bo sami idą na imprezę. Zjemy kolację i pójdziemy spać, a jeżeli dzieci obudzą się, to przez okno pokażę im fajerwerki. To dla młodych okazja, żeby poimprezować, gdzieś wyjść. Nam ludziom w starszym wieku już tylko spokoju trzeba, a i teraz nie ma czego cieszyć się, wystarczy posłuchać co dzieje się w kraju, na świecie – opowiada o swoich planach na sylwestra, 71-letnia Bronisława z Wilna.
Niektórym wystarcza spotkanie z najbliższymi
77-letnia Maria mówi, że już od wielu lat nie wita o północy Nowego Roku. Kobieta lubi ciszę i spokój, a sylwester dla niej to żadne święto.
– Na sylwestra zawsze bywam sama w domu. Nigdy specjalnie się nie spotykałam, ale w tym roku na sylwestra przyjedzie córka. Zrobimy sobie kolację i córka obiecała, że połączymy się przez telefon z wnuczką, która mieszka w Holandii, i razem tak powitamy Nowy Rok. Spokojnie przy herbatce. Nie wiem, czy doczekamy północy, ale może jeśli będziemy prowadzić długą rozmowę… Dla mnie to będzie zwykłe spotkanie z córką, a to, że to akurat przypada na Nowy Rok, to zwykły zbieg okoliczności – opowiada Maria.
68-letnia Sabina z Nowej Wilejki mówi, że nie zamierza witać żadnego Nowego Roku i nie rozumie, dlaczego wokół tego dnia ludzie robią tyle zamieszania. Dla niej to zwykła noc, tyle że zmieni się data w kalendarzu.
– Oczywiście, że nie będę go witała. Młodzież szuka okazji, żeby się pobawić. No ich to można zrozumieć, ale kiedy już emeryci zaczynają mówić, jak i gdzie będą witali sylwestra, to już dla mnie to jest nienormalne. W moim bloku mieszka starsza para, już są daleko po siedemdziesiątce. On całe życie pracował jako dyrektor, a ona była nauczycielką; oni każdego roku na sylwestra gdzieś wychodzą. Pewnie teraz mają dobre emerytury, dobre zdrowie, to i mogą sobie pobalować. A tacy jak ja, którzy przepracowali fizycznie po 40 i więcej lat, stracili zdrowie i emerytury, dostają centy, to nie myślą o sylwestrze, ale zastanawiają się, jak żyć dalej. Ja osobiście pomodlę i pójdę spać – deklaruje pani Sabina.
Są tacy, którzy mijający rok żegnają ze smutkiem
Tymczasem 81-letni Stanisław z Podbrodzia nie kryje, że to najsmutniejszy Nowy Rok w jego życiu.
– Kiedy byłem jeszcze młody, to hucznie witaliśmy Nowy Rok. Zbierali się sąsiedzi, znajomi i tak balowaliśmy całą dobę. Było bardzo wesoło. Potem już, gdy przeszliśmy z żoną na emeryturę, to na Nowy Rok żona zawsze robiła smaczną kolację i tak przy telewizorze witaliśmy ten Nowy Rok tylko we dwoje, bo dzieci wcześnie założyły swoje rodziny. Nie było takiego roku, żebyśmy go nie powitali. W tym roku, dwa miesiące temu, zostałem wdowcem… Synowie mieszkają za granicą, zapraszają mnie, ale ja nigdzie nie chcę. W tym roku pójdę na cmentarz odwiedzić żonę, potem wrócę i tradycyjnie zrobię kolację usiądę przed telewizorem i będę wspominał jak nam było dobrze – ze łzami w oczach opowiada pan Stanisław.
Sylwester skrupulatnie zaplanowany
Tymczasem nie wszyscy seniorzy w sylwestra idą spać. Kolejna nasza rozmówczyni, 76-letnia Olga z rejonu wileńskiego, na sylwestra z siostrą wyjeżdża do Połągi. Nowy Rok powitają w hotelu „Gabija”. Jak mówi kobieta, ma już dorosłe wnuki, a siostra nie ma rodziny, więc nie mają dla kogo się poświęcać.
– Moje sąsiadki dziwią się, że ja w takim wieku jadę świętować sylwestra. One mówią, że lepiej te pieniądze oddać dzieciom czy wnukom. Ja jestem innego zdania. Całe życie poświęciłam rodzinie, dopiero gdy skończyłam 70 lat, zaczęłam żyć dla siebie. Każdego roku na sylwestra wyjeżdżamy z siostrą. W ubiegłym roku byłyśmy w Zakopanem, było bardzo wesoło. Ja czuję się jeszcze młodo, a i zdrowie pozwala. W Połądze mamy wszystko zaplanowane. O godzinie 21 mamy kolację w restauracji, tam będzie żywa muzyka, tańce, potem powitamy Nowy Rok na pomoście – opowiada Olga.
Pani Leokadia, 81-latka z rejonu wileńskiego, twierdzi, że i tak mało mamy powodów, żeby się cieszyć, spotkać się ze znajomymi, dlatego trzeba korzystać z każdej okazji. Jak mówi, nigdy nie wiadomo, co nas spotka jutro, dlatego trzeba żyć dniem codziennym.
– Oj, u nas tak jak każdego roku będzie wesoło. Już od wielu lat spotykamy Nowy Rok z najbliższymi przyjaciółmi, ale z każdym rokiem zbiera się nas coraz mniej. W tym roku spotkamy się w siedem osób. Nakrywamy stół. Każdy przynosi, co ma. W tym roku spotykamy się u mnie w domu. Do stołu zasiadamy około godziny 21. Najpierw witamy polski, rosyjski, a potem już nasz Nowy Rok. Rozmawiamy, wspominamy młode lata i zawsze za stołem śpiewamy. Jak było więcej mężczyzn, to i tańczyliśmy. Teraz raczej bez tańców, ale wesoło. O północy wychodzimy popatrzeć fajerwerki, potem wracamy do stołu i dalej śpiewamy – cieszy się pani Leokadia.
Czytaj więcej: Wileński sylwester w okresie wojny, międzywojnia i okupacji sowieckiej
Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 49 (145) 28/12/2024-03/01/2025