W ołtarzu Kaplicy Katyńskiej w katedrze polowej Wojska Polskiego w Warszawie znajduje się niewielki (14,8 cm na 9,4 cm) wizerunek Matki Bożej Kozielskiej. Madonna została wyrzeźbiona w małym kawałku sosnowej deski w obozie NKWD w Kozielsku. Na licu autor Henryk Gorzechowski dość płytko wyrzeźbił wizerunek Matki Bożej w koronie, z dwoma małymi aniołkami podtrzymującymi koronę. Matka Boża ma ręce złożone na piersiach jakby w geście przytulania do serca, co oznacza, że autor, pracując na płaskorzeźbą, myślał o Matce Boskiej Ostrobramskiej.
To wizerunek szczególnie bliski setkom uwięzionych, którzy przez urodzenie, zamieszkanie lub po prostu z potrzeby serca byli w szczególny sposób związani z Panią z Ostrej Bramy w Wilnie. To Matka Boska Miłosierdzia, której przedstawiali swoje prośby i w jej ręce oddawali swoje życie jako żołnierze, policjanci i funkcjonariusze innych polskich służb mundurowych. Wierzyli, że ona obroni ich bliskich, o których się martwili, że tak ich poprowadzi, iż poradzą sobie ze rozmaitymi przeciwnościami.
Jedność w różnorodności
Jeńcy polscy z 1939 r. i później aresztowani, zgładzeni w wyniku decyzji katyńskiej, byli przedstawicielami polskiej inteligencji powołanej pod broń w 1939 r. Reprezentowali wiele profesji i narodowości. Byli wśród nich np.: lekarze i farmaceuci, dziennikarze, literaci, osoby duchowne wielu wyznań, nauczyciele rozmaitych przedmiotów, profesorowie wyższych uczelni, sportowcy, prawnicy, właściciele majątków ziemskich.
Stan liczebny represjonowanych, strukturę narodowościową polskich jeńców w poszczególnych obozach najlepiej oddają sprawozdania statystyczne, które mjr Piotr Soprunienko przekazał do Moskwy w końcu lutego i w połowie marca 1940 r. Należy podkreślić, iż w danych statystycznych przesyłanych przez władze obozów jenieckich do Zarządu ds. Jeńców Wojennych widoczne są nieścisłości. Jednakże nie o absolutną ścisłość statystyczną tych ok. 22 tys. uwięzionych w obozach NKWD idzie, lecz o los tej masy ludzkiej, wśród której oprócz stanowiących przytłaczającą większość Polaków byli także: Żydzi, Białorusini, Niemcy, Litwini, Ukraińcy, Gruzini.
Oni wszyscy, otrząsnąwszy się z przygnębienia po dostaniu się do niewoli sowieckiej, podtrzymując się wzajemnie na duchu, pomagając sobie w rozmaity sposób, zachowali godność konieczną dla bycia konkretnymi ludźmi, a nie tylko liczbami. Przez swoje postępowanie niejako wymusili zachowanie imion i nazwisk pozwalających na zachowanie twarzy. Kierując się należnym każdemu szacunkiem, dali świadectwo chrześcijańskiej godności człowieka.
Ważne, jakim się było człowiekiem
Zwracając uwagę na pozostawione przez nich świadectwa, ich czas uwięzienia można porównać z rekolekcjami, podczas których dokonali rachunku sumienia z dotychczasowego postępowania. Dowodem na swoisty czas Paschy przed rozstrzelaniem jest np. list Kazimierza Michniewicza do żony. Został on odnaleziony przy szczątkach Mieczysława Westerskiego, które zostały wydobyte podczas ekshumacji w 1943 r.
W liście autor zaznacza, iż pisze, gdyż nie wie, czy z „kolegami nieszczęścia… powróci do kraju”. Podkreśla, że na skutek trudnych przeżyć uważa list za spowiedź. Rozpoczyna go opisem szlaku bojowego i momentu poddania się 22 września 1939 r. Relacjonuje, że po dostaniu się do niewoli przebywał w obozach przejściowych w Szepietówce i Kowlu, po czym trafił do Kozielska. Żałuje, że w czasie pożegnania z żoną na dworcu nie okazywał uczuć, aby postąpić po męsku. Prosi o wybaczenie zachowania także w innych sytuacjach, które mogła odbierać jako jego obojętność.
Dopiero kilka miesięcy niewoli pozwoliło mu na refleksję: „ile to człowiek głupstw w życiu popełnia”. Dławi go żal, że przez wychowanie i hamulce sobie narzucone był nieczułym mężem. Dopiero w niewoli przestał się wstydzić uczuć, zastanawiać się, „co koledzy pomyślą…”.
W zakończeniu listu prosi żonę, aby trzymała się krzepko i z honorem, zapewnia, że nie przyniósł jej wstydu, prosi także o modlitwę w intencji sił, których już jemu brak, i zapewnia o swojej miłości.
Podobna treść zachowanych kartek, listów lub ich fragmentów, które dotarły z obozów do bliskich, prowadzi do refleksji, iż w ostatecznym rozrachunku nie jest najważniejsze, kim się jest czy było, przedstawicielem jakiego zawodu czy narodowości, lecz jakim człowiekiem się było.

| Fot. Adam Guz, KPRP
Ojciec i syn. Ostatnie pożegnanie
Płaskorzeźba Matki Bożej z Kozielska to cenny dla narodu polskiego dar Henryka Gorzechowskiego. Zgodnie z datą wyrytą na awersie podarował ją synowi ojciec, także Henryk, podobnie jak on, jeniec kozielskiego obozu, w dniu 19. urodzin, w 1940 r.
Autor, Henryk Gorzechowski, urodził się w 1892 r. w Warszawie. Wykształcenie pozwalające na prowadzenie majątku zdobył w Szkole Rolniczej w Puławach. Po wybuchu I wojny światowej, aby uniknąć wcielenia do armii rosyjskiej, ochotniczo wstąpił do Kaukaskiej Tubylczej Dywizji Kawalerii.
Po perypetiach wojennych został aresztowany w 1918 r. przez bolszewików. Powrócił do Polski w 1920 r. dzięki wymianie na Karla Radka. Od lipca tego roku służył w Wojsku Polskim.
W 1930 r., z uwagi na stan zdrowia, przeszedł w stan spoczynku. Wraz z żoną i synem na stałe zamieszkał w Gdyni, gdzie pracował w spółce eksportującej węgiel. Wobec zagrożenia konfliktem zbrojnym, na przełomie lipca i sierpnia 1939 r., zgłosił się do wojska.
Przebijając się w stronę granicy z Rumunią, dostał się do niewoli sowieckiej. Początkowo przebywał w przejściowym obozie jenieckim, po czym w listopadzie 1939 r. został przeniesiony do obozu NKWD w Kozielsku. Przez niemal pół roku był tam więziony wraz z synem Henrykiem Mikołajem. Zgodnie z listą wywozową nr 052/2 z dnia 27 kwietnia 1940 r. dzień później został skierowany do dyspozycji szefa NKWD obwodu smoleńskiego. Został zamordowany z 30 kwietnia 1940 r.
Henryk Mikołaj Gorzechowski, urodzony 28 lutego 1921 r. we Włocławku, po zdaniu matury w 1939 r. jako ochotnik został przyjęty do 3. szwadronu liniowego 16. Pułku Ułanów. Po agresji sowieckiej w 1939 r. dostał się do niewoli w okolicach rzeki Turia. Wraz z ojcem był jeńcem obozu w Kozielsku.
W dniu urodzin, w lutym 1940 r., ojciec podarował mu wyrzeźbiony w kawałku drewna sosnowego obraz, przedstawiający Matkę Bożą, określany później jako Matka Boska Kozielska. Według wspomnień syna wręczenie prezentu obyło się bez słów: „Po prostu serdecznie się wyściskaliśmy… Później zrozumiałem, jak wielką symbolikę miało to wydarzenie…”.
Wiosną 1940 r. wraz z innymi zostało wyczytane nazwisko: Gorzechowski Gienryk Gienrykowicz. Po rzuconym przez Henryka juniora pytaniu „ojciec czy syn?” enkawudzista po chwili milczenia odpowiedział: „Wsio rawno. Dawaj – otiec”.
Pomimo próśb nie mógł pojechać z ojcem. Dopiero po latach dowiedział się, że słowa funkcjonariusza oznaczały dla niego życie, a dla ojca – śmierć.
Henryk Gorzechowski, syn, uniknął losu ojca oraz tysięcy oficerów zamordowanych w ramach zbrodni katyńskiej. Po wywózce ojca z obozu, na polecenie zastępcy komisarza ludowego spraw wewnętrznych (NKWD) ZSRS Wsiewołoda Mierkułowa, został przewieziony z obozu w Kozielsku do obozu jenieckiego NKWD w Griazowcu. Jego nazwisko znajduje się na kopii „Spisu jeńców wojennych przetrzymywanych w obozie juchnowskim”, zawierającego 395 nazwiska ocalonych.
W wyniku agresji niemieckiej na Związek Sowiecki i podpisaniu umowy Sikorski–Majski Henryk Gorzechowski junior został amnestionowany. Przeszedł szlak bojowy Armii Polskiej dowodzonej przez gen. Władysława Andersa, walczył na froncie zachodnim, po czym wrócił do Polski.
Płaskorzeźba, do śmierci Henryka Mikołaja, wisiała w domu rodzinnym jako cenna pamiątka. Publicznie jej historię zdecydował się przedstawić dopiero pod koniec lat 80.

| Fot. Adrian Grycuk, domena publiczna
Droga Madonny do Kaplicy Katyńskiej
Po śmierci Henryka Mikołaja Gorzechowskiego obraz Matki Bożej Katyńskiej został umieszczony, w 2002 r., w Kaplicy Katyńskiej w katedrze polowej Wojska Polskiego w Warszawie.
Tę niezwykłą relikwię umieszczoną w ołtarzu otacza aureola wykonana z guzików z płaszczy i mundurów wydobytych z grobów w Katyniu, Miednoje i Charkowie. Do ścian kaplicy przymocowane są tabliczki z nazwiskami polskich jeńców, zgładzonych wiosną 1940 r. To ok. 15 tys. nazwisk oficerów WP i polskich policjantów zamordowanych przez NKWD w Katyniu, Miednoje i w Charkowie oraz tablice z 3435 nazwiskami obywateli RP z tzw. listy ukraińskiej.
Na upamiętnienie czekają nazwiska straconych zgodnie z tzw. listą białoruską, która mimo upływy 85 lat od zbrodni dotąd stronie polskiej nie została przekazana.
Niczym żołnierze sprzed lat w sposób symboliczny trwają wiernie przy swojej Pani. Bez słów mówią, kim byli, jakie były ich wartości, skąd czerpali odwagę i kto ich umacniał w chwilach największych prób. Zgodnie z zamieszczoną sentencją: „Vinctis non victis” (Pokonanym niezwyciężonym), choć w sensie ludzkim – na polu walki zostali pokonani, duchowo pozostali niezwyciężeni.

| Fot. domena publiczna
Czytaj więcej: 84. rocznica Zbrodni Katyńskiej
Dr Ewa Kowalska, Biuro Poszukiwań i Identyfikacji IPN
Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 14 (39) 05-11/04/2025